niedziela, 29 grudnia 2013

cz. XVII "Inny, radosny czas..."




"O, Matko odłóż dzień narodzenia

Na inny czas
Niechaj nie widzą oczy stworzenia
Jak gnębią nas
Niechaj się rodzi Syn Najmilejszy
Śród innych gwiazd
Ale nie tutaj, nie w najsmutniejszym
Ze wszystkich miast..."





Michał i Celina szykowali się do wyjścia. Dziewczyna miała na sobie prześliczną niebieską sukienkę i baletki, a Michał ubrał czarny garnitur. Razem wyglądali fantastycznie.
-Kochanie jeszcze płaszczyk..-przypomniał narzeczonej Michał.
-Pamiętam, pamiętam..-uśmiechnęła się.-A pomożesz mi go narzucić?
Guzik natychmiast pomógł Celinie ubrać kremowy płaszcz. Był on przeznaczony tylko na specjalne okazje. Na co dzień dziewczyna miała inny, zielony. Co prawda troszkę przedarty na łokciach o dopiąć się w nim było ciężko nawet u góry.
-A ty kapelusza nie bierzesz? Będzie Ci do marynarki pasował.-powiedziała i uśmiechnęła się leciutko.
Michał wziął kapelusz i nałożył go. Faktycznie nie wyglądał w nim źle, wręcz przeciwnie dodawał mu uroku.
-To chyba możemy wychodzić..-powiedział i uśmiechnął się do Celi.
-Tak chyba możemy..-dodał i wyszła z mieszkania.


*            *         *


"Bo w naszym mieście, które pamiętasz
Z dalekich dni,
Krzyże wyrosły, krzyże i cmentarz
Świeży od krwi
Bo nasze dzieci pod szrapnelami
Padły bez tchu..."

        Pani Maria przygotowywała stół, bo zaraz powinni schodzić się goście. Większość prac przygotowała sama, ale nie miała tego za złe swojej synowej. Za bardzo ją kochała i wiedziała, jak ona bardzo kocha jej syna.
Podczas, gdy pani Maria krzątała się po kuchni, Ruda siedziała przy Władku. Był cały rozpalony. Gorączka nie spadała już prawie godzinę. Od czasu do czasu, po jej policzku płynął strumień łez. Za bardzo go chyba kochała i za wiele widziała w swoim życiu. Przeżyli razem wszystko. Zawsze byli razem.. Wiktoria wzięła Władka za rękę i zaczęła szeptać.
-Wiem, że pewnie mnie nie słyszysz, ale chciałabym, żebyś wiedział, że jestem, cały czas będę przy tobie. Ty też siedziałeś przy mnie, kiedy nosiłam pod sercem naszą ptaszynkę. Pamiętam, jak wieczorem śpiewaliśmy razem wszystkie znane nam kolędy.. W tym roku, będziemy śpiewać je wszyscy razem.. Ja, ty, mama, Łucja, Lenka, Jasiu, nawet Michał i Celina przyjdą.. Kocham Cię..-powiedziała, ucałowała męża, po czym położyła się delikatnie koło niego i po chwili zasnęła.
Godzinę później w pokoju zjawili się goście. Pierwsza przyszła Lenka z Jasiem, a zaraz za nią śmiejący się Michał, który prowadził za rękę ciężarną narzeczoną. Łucja z Jasiem biegali wokół stołu śpiewając kolędy. Celina patrzyła na nich z uśmiechem na twarzy. Wyobrażała sobie, że za kilka lat i jej pociecha będzie taka zadowolona. Przy stole brakowało jeszcze tylko dwóch osób: Władka i Rudej. Pani Maria postanowiła sprawdzić jak wygląda sytuacja. Podeszła pod drzwi sypialni i pomalutku je popchnęła. Kiedy weszła do pokoju, od razu na jej ustach pojawił się uśmiech. Obydwoje smacznie spali. Władek na boku, a Ruda wtulona w niego tak, żeby nie spaść. Maria postanowiła, że jest to tak piękny obrazek, że nie ma sensu ich budzić. Podeszła tylko i przykryła ich kocem, bo wieczory były wyjątkowo zimne i wróciła do gości.
Na początku wieczerzy wszyscy dzielili się opłatkiem. Każdy z każdym. Michał z Celiną, aby zawsze byli razem i by ich mała pociecha była zdrowa. Lenka z panią Marią, żeby się im poszczęściło jeszcze w życiu. Jaś z Łucją, żeby im było dobrze. Później jeszcze Michał złożył życzenia mamie, Lenka Celi, Michał Łucji i Jasiowi, a kiedy wszyscy byli zarażeni magią świąt, zasiedli do stołu wigilijnego, na którym oprócz pięknego nakrycia widniała kapusta, ziemniaki, karp oraz kilka owoców i makowiec. Wszyscy spróbowali wszystkiego. Nawet Celina chociaż nie lubiła kapusty, to w ten wyjątkowy wieczór poświęciła się i spróbowała. Wigilia była pierwszym dniem, kiedy w domu Konarskich zapanowała radość. Nie było jej już długo, a nawet kiedy przez chwilkę można się było nią cieszyć, to zaraz ją coś przerywało. Wtedy było inaczej. Wszyscy byli odświętnie ubrani i śmiali się do późnego wieczoru. To był wspaniały dzień..
Władek obudził się, kiedy za drzwiami słychać było śpiewanie kolęd. Chciał się odwrócić, ale poczuł, że za nim ktoś leży. To była Ruda. Wcale nie chciał jej obudzić. Tak jakoś samo wyszło, bo kiedy się poruszył, ona natychmiast otwarła oczy.
-Wszystko w porządku?- zapytała zaspanym głosem.
-Tak, tylko jeszcze mnie troszkę głowa boli, a tak to dobrze..-powiedział, po czym dodał.-Może chodźmy do nich?
-Nie może lepiej nie... Wiem, że dzisiaj jest wspaniały dzień, ale twoja mama powiedziała, że lepiej będzie kiedy nie będziesz wstawać..-poradziła mężowi, Wiktoria po czym przytuliła się do niego.
-Ale ja się już naprawdę dobrze czuję.. A co z rączką gwiazdki?
Ruda zastanowiła się czy powiedzieć mu czy nie.
-Dobrze wszystko.-uśmiechnęła się do Władka.-Może pójdziemy na pasterkę? Jest dzisiaj w kościele św. Anny.
-Możemy iść..-uśmiechnął się lekko.
-A zaśpiewamy razem kolędy tak jak kiedyś?
-Pewnie...
W tym momencie w sypialni rozległ się cichy śpiew. Najpierw było słychać ciche słowa kolędy „Cicha noc...”, później „Dzisiaj w Betlejem”. Była to ulubiona kolęda Władka, bo zawsze śpiewali ją razem z ojcem. Zawsze rozpoczynał on, później dołączała się Matka, następnie Władek, a na końcu Michał. Nie zapomniane lata. Jednak teraz miał najukochańszą żonę i wspaniałą córkę, za którą oddał by własne życie, gdyby zaszła taka potrzeba.

Michał z Celiną mieli przygotowaną dla reszty małą niespodziankę. Ale przede wszystkim dla małej Łucji. Cela wstała i wyjęła pięknie zapakowaną paczkę.
-Kochani, to jest taki mały prezent od nas, przede wszystkim dla małej ślicznotki, ponieważ doszły nas słuchy, że mała zbiła wszystkie bańki na choinkę..-powiedziała, podając pani Marii pudełko. Łucja otworzyła je i aż krzyknęła z radości.
-Idź podziękować cioci i wujkowi..-powiedziała Maria. Malutka obiegła cały stół i rzuciła się wujkowi na ręce. Guzik cieszył się z tego, że mała tak go lubi.
-Ciocię tylko ucałuj, bo wiesz, że nie może cię wziąć na rączki.-powiedział, po czym nachylił ją, żeby mogła pocałować Celę. Ta uśmiechnęła się, bo wyobraziła sobie, jak Michał trzyma na rękach ich dziecko, a ono się uśmiecha w najlepsze.
-To co? Idziemy powiesić na choince smakołyki?-zapytała pani Maria, a cała reszta gości poszła ją ubierać.

*          *         *


-Na pewno już się dobrze czujesz?-zapytała Ruda dla upewnienia się.
Władek popatrzył na żonę.
-Na pewno.. Przecież wiesz, że jak mówię, że wszystko dobrze to znaczy, że jest dobrze..-powiedział i ucałował Rudą.
-Nie jestem teraz pewna, bo jak cię pytałam przedtem czy wszystko dobrze to powiedziałeś że tak, a nie mogłeś się na nogach utrzymać.
-Ale...-zaczął i nie skończył bo przerwała mu Ruda.
-Władek... Za wiele dla mnie znaczysz.. Kiedy leżałeś chwilę temu na łóżku z gorączką, która nie chciała spaść to naprawdę myślałam, że...
-Ciii... Już dobrze..-powiedział i przytulił ją mocno do siebie.
-Po prostu nie chcę, żebyś wyszedł z sypialni i znów stracił przytomność.. Boję się o ciebie...-dodała i pocałowała go.
-Skarbie...-wziął jej twarz w dłonie i kontynuował.-To nie moja wina, że wtedy tam..
-Nie rozmawiajmy dzisiaj o tym.. Proszę.. Jest wigilia..
-To ja się pójdę przebrać.. Poczekasz?
-Na ciebie kochanie zawsze... A ja mam się przebrać?
-Nie, no ty jesteś przystojny we wszystkim.-powiedziała z uśmiechem.-Nawet z tym bandażem ci do twarzy..
Nie minęło dziesięć minut, zanim Ruda znów wróciła do sypialni. Władek przetarł oczy, żeby się upewnić czy na pewno nie śpi.
-Ruda...Jakaś ty piękna..
Wiktoria się uśmiechnęła.
-To co idziemy?-zapytał, a Ruda się do niego zbliżyła. Poprawiła mu kołnierzyk i zawiązała krawat.
-Teraz wyglądasz jak …
-Jak kto?-zapytał Władek, ale w odpowiedzi nie usłyszał słowa. Ruda zbliżyła usta i pocałowała go.
-To co idziemy?-zapytała dziewczyna. Władek pokiwał głową.
Wszyscy siedzieli przy stole, i rozmawiali. Kiedy Michał zobaczył brata, wstał i podbiegł się przywitać.
-Władziu!!-zawołał i przytulił go.
-A ty co Guzik... Wiesz już czy chłopczyk czy dziewczynka?-zapytał chichocząc.
-A skąd mam wiedzieć?-zapytał i spojrzał na narzeczoną.
-Oj Guzik, Guzik...-powiedziała Ruda.
Sama Celina uśmiechnęła się i wstała, żeby go przywitać.
-Jak się czujesz?-zapytała, przytulając przyjaciela.
-Dobrze...-odpowiedział, odwzajemniając uścisk przyjaciółki.
Po chwili odwróciła się Lena.
-Władek!-wstała z krzesła, a on podszedł do niej. Lenie, aż popłynęły z oczu łzy.-Tęskniłam...
-Ja też...-powiedział.
Ostatnią osobą która chciała uścisnąć syna, była pani Maria.
-Władziu.. Jak się czujesz?-szepnęła mu do ucha.
-Dobrze..-powiedział, jednak poczuł, jak zaczęły się pod nim uginać nogi.
Ruda widząc to, podeszła i pomogła pani Marii.
-Władek proszę usiądź...-poprosiła męża. Władek zawsze słuchał Rudej więc i tym razem zrobił to, o co prosiła.
-To może, skoro już jesteśmy w komplecie, rozpoczniemy wreszcie rodzinne śpiewanie kolęd?-zapytał Guzik.
Wiktoria wzięła krzesło i usiadła obok męża. Władek popatrzył na nią.
-I co? Mówiłam żeby zostać?-zapytała.
-Mówiłaś, ale już naprawdę wszystko dobrze.-odpowiedział, a ta przytuliła się do niego..
Po chwili, można było usłyszeć radosne śpiewanie „Lulaj, że Jezuniu”. Gdy skończyli, zapadła cisza. Dopiero Maria uratowała sytuację.
-Dzisiaj w Betlejem, dzisiaj w Betlejem-zaczęła.
-Wesoła nowina..-dołączyli Władek z Rudą.
-Że panna czysta, że panna czysta..-dodali Michał z Celiną, a na końcu już wszyscy razem śpiewali.
-Porodziła syna... Chrystus się rodzi, nas oswobodzi.. Anieli grają, króle witają.. Pasterza śpiewają, bydlęta klękają.. Cuda, cuda ogłaszają..
Teraz cała rodzina Konarskich miała w oczach łzy, bo ta kolęda wywoływała wyjątkowe wspomnienia. Także Wiktoria, choć próbowała ocierać łzy mężowi, to też je posiadała. Już dawno nie śpiewali tej kolędy wspólnie, razem, przy stole wigilijnym. Wiktoria przesiadła się na kolana Władka i zapytała z uśmiechem.
-Utrzymasz mnie skarbie?
Władek nie musiał odpowiadać. Był uśmiechnięty bo kiedy ostatnio tak siedziała nie było jeszcze z nimi ich kruszynki. Dziewczyna oparła głowę na ramieniu męża i dodała.
-Kocham Cię..
Władek uśmiechnął się i ucałował dziewczynę w głowę.
-Chyba czas na prezenty!-zawołała Lenka.
Łucja z Jasiem natychmiast pobiegli do choinki i zaczęli znosić prezenty.
-Wujek przeczytasz?-zapytał Michała Jaś.
-Pewnie...-powiedział, po czym dodał.-Zanieś cioci Wiktorii.
Chłopczyk natychmiast pobiegł do Rudej i wręczył jej prezent.
-Mam nadzieję, że ci się spodoba..-powiedział Władek, a dziewczyna zaczęła rozdzierać papier. W środku znalazło się małe pudełeczko.
-Co to jest?-zapytała z uśmiechem na ustach.
-Otwórz..-odpowiedział na pytanie żony.
Ruda zdjęła pokrywkę i aż krzyknęła z radości. W środku był piękny, srebrny zegarek, o którym marzyła od dawna.
-Dziękuję..-powiedziała i ucałowała męża. Nie tylko ona cieszyła się z prezentu. Michał dostał garnitur, Celina skórzaną torebkę, Lena piękne buty , pani Maria szal z kapeluszem, a Władek dostał piękne spinki do mankietu. Najbardziej zadowolone były dzieci.
-Mamo zobacz co dostałam!-zaczęła krzyczeć Łucja na widok nowego płaszczyka z berecikiem, a Jaś całą noc biegał wokół stołu, trzymając w rękach samolot.
-To co idziemy na pasterkę? Już prawie jedenasta.-powiedziała Ruda. Cała rodzina wstała od stołu i poszła do przedpokoju, aby przyszykować się do wyjścia. Pani Maria podeszła do Władka i szepnęła.
-Na pewno dasz radę iść?
Władek odwrócił głowę w jej stronę.
-Tak mamo, na pewno..
W tej samej chwili podeszła uśmiechnięta Ruda.
-Kochanie jeszcze kapelusz.. Zapomniałeś?-zapytała, zakładając Władkowi nakrycie głowy.
-Co ja bym bez ciebie skarbie zrobił?-zapytał całując ją w policzek.
-To co wszyscy gotowi do wyjścia?-zapytał Michał. Wszyscy zgodnie pokiwali głowami i wyszli na schody.
-Skarbie chodź do taty na rączki..-powiedział Władek, wyciągając ręce w stronę córeczki.
Ruda natychmiast zaprotestowała.
-Może lepiej nie..-powiedziała, robiąc smutną minę.
Władek popatrzyła się na nią.
-Chodź do wujka!-krzyknął Michał.-Ja Cię wezmę..
Łucja natychmiast pobiegła do niego i rzuciła mu się na ręce.
-Dziękuję..-szepnęła mu do ucha Ruda, po czym wszyscy razem zaczęli iść w stronę kościoła...

"A jeśli chcesz już narodzić w cieniu
Wojennych zgliszcz,
To lepiej zaraz po narodzeniu
Rzuć go na krzyż..."

cz. XVI "Puste miejsce przy stole..."

Lenka szła z Jasiem mocno ośnieżoną cmentarną ścieżką. Widać było, że dzisiaj wigilia i ludzie pamiętają o tych, których nie będzie już z nimi przy świątecznym stole. Każdy kogoś stracił w tej wojnie. Każdy..
-Kochanie nie biegaj tak szybko!-mówiła z uśmiechem Lenka.
Nagle, zza ośnieżonego pagórka wyłonił się dębowy krzyż. Jej uśmiech zmienił się, kiedy podeszła bliżej i ujrzała napis: „Jan Markiewicz żył 24 lata”. Wtedy do jej oczu napłynęły łzy. Wytarła je ukradkiem, żeby Jasiu nie widział, że płacze. On był jej jedynym pocieszeniem. Był zawsze wtedy, kiedy go potrzebowała. Nawet wtedy, kiedy Janek zginą, był obok niej. Na jego pogrzebie, trzymała go na rączkach. Teraz był fantastycznym, bezproblemowym dzieckiem. Często wyobrażała sobie, jak wyglądałoby jej życie, gdyby Janek żył. W co bawiłby się z Jasiem, czy jeździłby tak jak Władek? Chyba nigdy się już tego nie dowie.
Podeszła bliżej i zsunęła pierzynkę białego puchu z grobu swojego żołnierza.
-Kolejna Wigilia z pustym miejscem dla Ciebie, kochanie..-powiedziała poprawiając różaniec na krzyżu.
-Mamo idziemy do cioci?-zapytał Jaś. Nie lubił odwiedzać cmentarza. Lena wiedziała jednak, że zawsze po szkole przychodzi tu, żeby porozmawiać z tatą. Wiedziała, że mu go brakuje, ale nie mogła nic zrobić. Przecież ojca mu nie zastąpi.
-Idziemy.. A może chcesz coś tacie powiedzieć?
Jaś podszedł pod grób i powiedział.
-Wiesz co tatusiu? Mamusia jest fantastyczna, ty na pewno też byłeś ale cię nie pamiętam. Wiem, że lubiłeś rysować. Tak jak ja. Mama mi często opowiada różne bajki, i w ogóle jest wspaniała. Kocham Cię i życzę ci Wesołych Świąt, bo tam w niebie, na pewno też świętujecie i dzielicie się opłatkiem, i w ogóle... Ściskamy Cie mocno z Mamusią.. A teraz uciekamy na wigilię, bo jeszcze nam wszystko zjedzą i co będzie?
Jasiu odszedł od grobu, przytulił się do mamusi i wziął ją za rączkę, po czym ruszyli wesołym krokiem przez siebie.


cz. XV "Święty czas to radości czas..."

Miesiąc minął bardzo szybko i Wieczór Wigilijny zbliżał się wielkimi krokami. W domu Konarskich od rana słychać było odgłosy pracy. Wiktoria wraz z panią Marią nie wychodziły z kuchni. Cały czas udawało się im zdobyć jakieś smakołyki, aby w tym roku stół wigilijny nie był pusty. Sam Władek, choć kilka dni temu wyszedł ze szpitala, to też starał się pomóc i odmalował na nowo cały salon, tak jak zrobił to kilka lat temu, kiedy mieli na wigilię jeden mały pokój, a na stole nie było prawie nic. Teraz też się im nie przelewało, bo pieniędzy na miesiąc nie było wiele, a mieli na utrzymaniu całą rodzinę. Pani Maria też im pomagała, ale wiadomo, że nie pracowała tyle co przedtem. W tym roku jednak zaprosili na wigilię Lenkę z Jasiem i Michała z Celinką, która z tygodnia na tydzień, miała coraz większy brzuszek. Często skarżyła się, że mały kopie, a Ruda zawsze jej powtarzała „Poczekaj tylko przyjdzie moment kiedy będzie chciał przyjść na świat!” a wtedy wszyscy wybuchali śmiechem.
Święta były jedynym szczęśliwym okresem w ciągu całego roku. Wtedy zawsze w sklepach i na ulicy można było usłyszeć od kogoś radosne „Wesołych świąt!”. Nie to, co na co dzień, kiedy wszyscy uciekali przed światem.
-Wiktorio.. Gdzie dałaś ziemniaki od Anny?-zapytała Maria.
-Powinny leżeć na stole.-odpowiadała uradowana dziewczyna.
-Tak ziemniaki są ale w środku były pomarańcze... Wiesz ile warte są dwie pomarańcze teraz?
Ruda po cichutku podeszła do Władka, który smacznie spał na fotelu. Koło niego leżały obierki z pomarańczy. Uśmiechnęła się widząc śpiącego męża. W duchu cieszyła się, że teraz będzie z nią w domu cały czas. Kochała go i nigdy nie wyobrażała sobie bez niego życia. Nagle wzięła obierki z pomarańczy i delikatnie ucałowała Władka w zabandażowaną głowę. Nawet się nie poruszył, a dziewczyna wróciła do kuchni..
Mała Łucja postanowiła też pomóc rodzicom i babci. Poszła po cichutku na strych i postanowiła poszukać bombek na choinkę. Szła pomalutku, schodek po schodku, zanim doszła na samą górę. Kiedy znalazła pudełko z bombkami postanowiła znieść je na dół. Nie przewidziała jednak, że są one szklane i kiedy schodziła, pudełeczko wypadło jej z rączek. Łucja natychmiast zaczęła płakać. Kiedy Władek z Rudą usłyszeli płacz córeczki, natychmiast przybiegli pod schody na strych i aż otworzyli oczy ze zdumienia. Pod nóżkami małej leżały pobite bańki, a ta stała na schodkach i płakała w najlepsze. Władek natychmiast wziął córeczkę na rączki i zaczął ją tulić w swoje ramiona.
-Kochanie nie płacz..-mówił czułym głosikiem. -To nic..
Ruda podeszła do męża i także przytuliła córeczkę.
-Skarbie... Coś Ci się stało? -zapytała zaniepokojona, ale mała pokręciła główką.
-Kochanie idziemy do kuchni ukraść babci ciasteczko?-zapytał Władek z uśmiechem. Łucja pokiwała główką.
Już miał przechylić się żeby mała mogła je wziąć, ale strasznie zakręciło mu się w głowie i musiał usiąść. Kiedy postawił małą na ziemię zauważył, że cała rączka córci jest w krwi.
-Kochanie pokaż rączkę..-wziął ją i zawołał żonę, która sprzątała rozbite bańki. Kiedy Ruda zobaczyła rękę córki natychmiast wzięła apteczkę. Spojrzała przy tym na męża, który chwycił się za głowę. Wiktoria obejrzała rączkę córki i owinęła ją bandażem.
-Teraz uważaj na nią.. Jak przyjdzie babcia, to ci ją obmyje czymś, a na razie idź się bawić.. Tylko nie bańkami.. -po tych słowach mała wybiegła z kuchni, a Ruda wzięła bandaż schowała go i podeszła do Władka.
-Kochanie, co Ci jest? -zapytała zaniepokojona.
-Nic kochanie zupełnie nic..-powiedział i wstał żeby ucałować żonę. Niestety, nie udało mu się to, bo nie dał rady powstrzymać kolejnego silniejszego zawrotu głowy. Ruda nie wiedziała co się dzieje.
-Władek co ci jest!?!-podeszła do męża i chwyciła go z rękę, żeby nie upadł.-Władziu! Dobrze się czujesz?
Ruda pomogła mu usiąść, a później przytuliła go do siebie..
-Chodź się położyć... Może się lepiej poczujesz,co?-zapytała miłym, ciepłym głosem. Władek zgodził się, ale kiedy próbował wstać z krzesła o własnych siłach, to nogi się pod nim ugięły.
-Może Ci kochanie pomogę?-zapytała i zaprowadziła męża do sypialni. Pomogła mu usiąść, bo nawet najmniejszy ruch sprawiał mu trudności. Ruda ucałowała Władka i wyszła z pokoju zamykając drzwi. Bardzo go kochała i wiedziała, że zrobiłaby dla niego wszystko.
* * *
Kocham Was...”. Kiedy Lena przypominała sobie te słowa, łzy napływały jej do oczu. To nie tak miało być! Przecież mieli być razem! Wciąż go kochała, a tamtego dnia nie zapomni nigdy. Cały czas miała przed oczami. jak trzyma go w swoich dłoniach, nie mogąc przestać płakać. Dlaczego on..
Dzisiaj Lena nie chciała już o tym myśleć. Był wyjątkowy dzień w roku: „Wigilia”. Jaś od samego rana poszukiwał swojego misia, którego gdzieś zapodział. To była wyjątkowa maskotka. Jedyna zabawka, która miała dla niego jakieś znaczenie. Kiedyś należała ona do Janka. Był to brązowy miś, z oczkami z guzików, a łapkami wyszywanymi nicią. Jaś dostał go od taty na ich pierwszą wspólną gwiazdkę.
-Jasiu pośpiesz się bo spóźnimy się do Cioci i wujka na kolację Wigilijną!-pośpieszała synka mama.
-Ale mamo! Nie mogę znaleźć garniturku!-płakał Jaś. Lenka podeszła i przytuliła go.
-A czemu mój skarb płacze?-zapytała uśmiechnięta.-Chcesz cały rok płakać?
Chłopczyk pokręcił głową.
-Chodź, a zaraz coś wykombinujemy u na pewno na wigilii będziesz pięknie wyglądał..-dodała.

* * *

Wiktoria właśnie kroiła ziemniaki, kiedy do domku weszła pani Maria. Od razu zauważyła, że coś jest nie tak, bo nigdy nie było aż tak cicho. W korytarzu ujrzała bawiącą się Łucję. Mała natychmiast wstała i podbiegła do babci.
-Cześć kwiatuszku, jak się ma moja księżniczka?-zapytała, a wnuczka wtuliła się w nią i szepnęła do uszka.
-Tilko bondz cicho..-i zatkała usteczka zabandażowaną rączką.
-A co ci się w rączkę stało?-zapytała zaniepokojona babcia, ale mała tylko wzruszyła ramionami i pobiegła do mamy do kuchni. Pani Maria natychmiast podążyła za wnuczką wnosząc do kuchni przeróżne przysmaki na wigilijny stół. Ruda aż otworzyła ze zdziwienia oczy.
-Skąd mama aż tyle rzeczy wzięła?-zapytała Wiktoria.
-No jak to.. W szpitalu dostałam, a oprócz tego Celina upiekła makowiec... Mało w nim maku, ale nie łatwo teraz o takie rarytasy.
-Mama cicho!-krzyknęła mała.
Pani Maria popatrzyła najpierw na Rudą, a później na wnuczkę.
-O co chodzi?
-O nic tylko nie mamy bombek na choinkę, bo nasza śliczność wszystkie rozbiła.
-Ach.. Zrobiła sobie coś?-zapytała babcia.
-Chyba troszkę rączkę rozcięła. Zawinęłam tylko bandażem i zostawiłam dopóki mama nie przyjedzie.
-Dobrze zrobiłaś.-powiedziała, po czym zwróciła się do Łucji.-Pokarzesz babci rączkę, księżniczko?
-Diobzie aje cicho babcia!-powiedziała i wyciągnęła rączkę w stronę pani Marii. Ta zaczęła oglądać rączkę wnuczki, i czymś ja przelewać.
-Kochanie, ja tu nic nie widzę.-powiedziała, po czym opłukała rączkę wnuczki w wodzie i postawiła swoją królewnę na nóżki. Ta natychmiast pobiegła się bawić.
-Jak to? To skąd ta krew?-zapytała zdenerwowana Ruda.
-A nic sobie więcej nie przecięła? -zapytała zdziwiona pani Maria.
-Nie na pewno nie.. Całą ją oglądnęłam.
-A może z noska jej się na przykład lała?
Ruda zastanowiła się przez chwilkę.
-A gdzie jest Władek? Miał nigdzie nie wychodzić..
Ruda zostawiła garnki i zaczęła wycierać sobie ręce w ścierkę.
-Nie nie, nigdzie nie wychodził.. Po prostu..-Ruda zawiesiła głos-Źle się poczuł i kazałam mu iść się położyć.
Powiedziała, po czym wstała z krzesła i podeszła pod drzwi sypialni.
-Kochanie.. A możesz mi powiedzieć co mu się stało?-zapytała zdenerwowana pani Maria.
-Nic.. Trzymał na rękach małą i poszedł z nią do kuchni, no i zawołał mnie do małej, bo miała całą rączkę we krwi. No i ja ją zawinęłam i kazałam małej się iść bawić. Wtedy zauważyłam, że trzyma się jakoś dziwnie za głowę, ale kiedy się zapytałam co mu się stało odpowiedział, że nic.. Jednak kiedy próbował wstać to natychmiast upadł na krzesło więc powiedziałam mu, żeby się położył i pomogłam mu pójść do sypialni, no i zasnął.
-I ile już śpi?-zapytała zaniepokojona pani Maria.
-No godzinę może...
Ruda otworzyła drzwi sypialni i weszły razem. Maria podeszła do syna, który smacznie spał. Na szczęście leżał na boku więc nie trzeba było wiele.
-Tak jak myślałam.-powiedziała pani Maria.
-Coś się stało?-zapytała cała zdenerwowana Ruda.
-Nic poważnego. Ale już wiem skąd na rączce malutkiej krew.-powiedziała i lekko się uśmiechnęła.-Zostań z nim skarbie, a ja pójdę po nowy bandaż.
Wiktoria natychmiast podeszła do męża, wzięła krzesełko i usiadła przy nim. Zaraz wróciła Maria. Zmieniła synkowi bandaż na głowie i przykryła go, jak za dawnych czasów.
-Skąd wzięła się ta krew..?-zapytała trzęsąca się z nerwów Ruda.

-Tak ale to jest mało ważne.. Pójdę przygotować stół i posiłki. Władek dzisiaj troszkę pośpi.

środa, 4 grudnia 2013

cz. XIV "Tyle jeszcze jest do zrobienia.."

Ruda chodziła po kuchni, co i raz wkładając coś do czerwonej torebki. Nagle do kuchni weszła pani Maria.
-Kochanie co robisz?-zapytała.
-Yyy...-zastanowiła się przez chwilkę Wiktoria.-Nic.. Muszę na chwilkę wyjść.
-Nie masz może wieści od Władka?
-Przecież mówiłam mamie, że nie mam... Nic nie przyszło!
Maria popatrzyła się ze zdziwieniem.
-Czemu mówisz to z dziwną radością? Nie martwisz się o niego?
-Ależ oczywiście, że się martwię, ale przecież trzeba korzystać z życia.-powiedziała. Po chwili obróciła twarz w jej stronę.-Mamo?
-Tak??
-Muszę wyjść i nie wiem kiedy wrócę..
-A gdzie idziesz, jeżeli można wiedzieć..
Ruda speszyła się.. Nie spodziewała się takiego pytania.
-Nie mogę mamie powiedzieć.. Sprawy państwowe..
-Tak późno?
-Yyy...Tak..Czy mogłaby mama położyć Łucję spać.?
-O tak.. Jak zawsze..
-Wrócę późno..-powiedziała, po czym wyszła.


Celina biegła i nie miała zamiaru się zatrzymać. Nagle po drugiej stronie ulicy ujrzała idącą Rudą. Natychmiast przebiegła na drugą stronę.
-Wiktoria!-krzyknęła.
Ruda odwróciła się.
-Celina?-zapytała zdziwiona.-Co ty tutaj robisz?
-Pokłóciłam się z Michałem.-powiedziała i zapłakana przytuliła się do przyjaciółki.
-Wiesz, że nie powinnaś się denerwować!-powiedziała a po chwili dodała.-O co się z nim pokłóciłaś?
-Powiedziałam mu...
Wiktoria przytuliła mocniej Celę. Domyśliła się, że nie była to przyjemna rozmowa, skoro była cała zapłakana.
-Pójdziesz ze mną..?-zapytała.
-Do domu? Chyba w drugą stronę..-powiedziała Celina.
-Nie idę do domu..-odpowiedziała.-Idziesz czy nie?
Cela otarła łzy.
-Idę.
Szły tak, aż doszły do drzwi szpitala. Celina, aż stanęła. Nie chciała tam iść. Źle jej się to kojarzyło. Przeżyli całą wojnę i pomyśleć że nikt nie miał wyboru.
-Po co tutaj?-zapytała Celina zdenerwowana.
-Zaraz zobaczysz..-odpowiedziała Ruda.-Spokojnie.
Na korytarzy ujrzała doktor Hannę niosącą jakieś leki.
-O Wiktoria!-powiedziała.
-Witaj Haniu.-powiedziała i popatrzyła na Celę.-Przedstawiam Ci moją przyjaciółkę Celinę.
-Dzień dobry..-powiedziała Celina.
-Witaj..-powiedziała Hania po czym popatrzyła na Rudą.-Ona nie może wejść.
-To narzeczona Michała, brata Władka.
-Aaa... To w takim razie zrobię wyjątek.-powiedziała i uśmiechnęła się.
-Tam gdzie wczoraj?
-Tak...
-A jak on się czuje?
-Lepiej.. Przynajmniej tak mi się wydaje. No i mówiłam Ci że to tylko wygląda groźnie.
Ruda zaczęła zmierzać w stronę białej sali. Celina niechętnie podążyła za nią. Kiedy do niej weszły, Wiktoria natychmiast podeszła do łóżka przy oknie i pocałowała Władka. Celina nie wiedziała co ma robić.
-Ruda... Co on tutaj robi?-zapytała.
-Dostał w głowę. Ale nic mu nie będzie. Problem w tym kto go tutaj przyprowadził.
-Kto?
Ruda usiadła na krzesełku przy łóżku.
-Bronek..
Celina zrobiła wielkie oczy.
-Kto?!? Przecież on...
-Tak wiem jest w Anglii, a przynajmniej powinien tam być.
Celina zachwiała się.
-Cela!! Wszystko dobrze?-zapytała Ruda.
-Tak tak... To ze zdenerwowania...-odrzekła chwytając się za głowę.
-Na pewno?-zapytała Wiktoria dla upewnienia.-A może chcesz wodę?
-Chętnie...-powiedziała proszącym głosem.
-Zostań z nim, a ja zaraz wrócę.
Wiktoria wyszła i Celina została sama. Nie na długo.
-Gdzie ja jestem...?-zapytał ktoś cichym, powolnym głosem. W tym momencie weszła Ruda. Nie zauważyła nic tylko natychmiast podbiegła do Celiny. Podała jej wodę.
-Wiktoria..-powiedziała patrząc na Władka.
-Mam nadzieję że wszystko będzie dobrze.
-Wiktoria.-powtórzyła już troszkę głośniej cały czas patrząc na Władka.
-Nic nie mów.. Nie wolno Ci się denerwować!
-Ruda!!!-tym razem już nie wytrzymała i krzyknęła zwracając wzrok na Wiktorię.
Dziewczyna aż się wzdrygnęła.
-Co?-zapytała spokojnym głosem.
Cela popatrzyła się na przyjaciółkę a kiedy ta nic nie zrozumiała powiedziała tylko.
-Władek...
Ruda natychmiast wstała i podbiegła do łóżka ukochanego. Popatrzyła na niego, pogładziła po ręce.
-Władek..!
-Ruda? To ty?-zapytał zmęczonym głosem.
-Tak kochanie.. To ja.. Tak się cieszę!-powiedziała z uśmiechem.
-Gdzie ja jestem?
-W szpitalu...
-Jak ja się tu znalazłem.. Pamiętam tylko..-zaczął sapać.
-Wiem, wiem... Dostałeś w głowę.. Ale nic już nie mów..
Nagle Celina się uśmiechnęła.
-Cela.. Co się stało.?-zapytała zdziwiona Ruda.
-Kopnął.. Tak mocno..Pierwszy raz..
Ruda podeszła i uścisnęła przyjaciółkę. Maria już wkrótce zostanie babcią, a ona sama ciocią.
-Chciałam was poprosić żebyście byli rodzicami chrzestnymi...-poprosiła Celina.
-Ależ oczywiście! Tylko czy Michał się zgodzi...
-Na pewno się zgodzi, już ja do tego doprowadzę.
-Jeszcze godzinę temu próbowałaś go przekonać do odwiedzin u matki...
-Co fakt to fakt..
-Udało się czy nie?
-Nie bo się uparł..
Rudą nagle olśniło.
-Kochanie?-podeszła do Władka.
-Wiktoria..-powiedziała Celina kładąc ręce na poduszce i udawała że śpi.
-Posłuchaj... Bronek nie był tu bez powodu!!
-To że on śpi nie znaczy, że możesz krzyczeć...-pouczyła ją Cela.
-Chodź.
-Dokąd??
-Nie pytaj!! Chodź!!!!!-powiedziała ciągnąc Celinkę za rękę.

Ledwo wyszły ze szpitala, a przed nimi pojawił się świat pokryty białą pierzyną. Ruda puściła rękę Celiny i od razu wybiegła na plac. Pierwszy śnieg w tym roku. Do tej pory pamiętała ten, o który jeszcze cztery lata temu wszyscy prosili. Warszawa leżała w ruinach, a dzięki niemu, nic nie było widać. Jedynie ludzie którzy siedzieli na zimnej i mokrej ulicy, biedacy, którym sześć lat wojny zabrało wszystko.. Wigilia, była ich jedynym wybawieniem. Mieszkańcy Warszawy zadbali o tych, którzy ukrywali się w piwnicach lub siedzieli na chodnikach, by w ten magiczny czas nie byli sami. Sama Wiktoria z Władkiem i panią Marią, zaprosili do siebie rodzinę z dwójką dzieci. Jak sama mówiła, to był magiczny czas. Kolejną wigilię spędziła w łóżku, a dla zabicia czasu, śpiewali z Władkiem wszystkie możliwe kolędy.
-Jeszcze miesiąc i kolejne święta..-powiedziała kręcąc się w kółko.
Celina wzięła z niej przykład i delikatnie stawiając nogi na śnieg, cieszyła się że już za niedługo święta. Biała kołderka tak wesoło skrzypiała pod jej pantofelkami. Miała na sobie tylko płaszczyk, który zakrywał jej lekko zaokrąglony brzuszek.
-Pierwsze święta w Polsce..-powiedziała Celina.
-Zapomniałaś dodać, że po wojnie..-dodała Ruda.
-Dlaczego wojna nas aż tak zmieniła. Nie chcę wracać do domu..
-Dzisiaj śpisz u mnie..
-Nie, nie mogę..
-Ależ oczywiście, że możesz!
-No dobrze.. Niech Michał się o mnie troszkę pomartwi..-powiedziała po czym uśmiechnęła się.
Szły tak niecałe trzydzieści minut, aż doszły do jakiejś leśnej chałupki. Najpierw na progu stanęła Ruda, bo Cela jakby się bała. Dziewczyna chyba zobaczyła ten strach, bo zaczęła mówić jej czułe słówka i Cela w końcu weszła. W chatce było ciemno. Jakby nikt już tam nie mieszkał.
-Dobry wieczór...-powiedziała Ruda. Kiedy nikt nie odpowiadał powiedziała ponownie.-Pułkowniku Radziński?
Nagle w drzwiach pojawił się starszy mężczyzna. Założył na nos okulary i zaczął przyglądać się Wiktorii.
-Ruda to ty?-zapytał po czym przytulił ją do siebie.-Ile to już czasu minęło?
-Cztery lata...A to narzeczona Michała...-powiedziała pokazując na Celinę.
-Całuję rączki pięknej damie..-powiedział, a Celina aż się zarumieniła.-Co u was opowiadaj.. Jak Władek?
-Dobrze.. Ostatnie dni spędził w szpitalu ale to nic poważnego.. Jesteśmy dwóch lat małżeństwem i mamy córkę Łucję.. Mieszkamy w Warszawie i oprócz tego to dobrze jest..
-Gratulacje.. A co was do mnie sprowadza?
Ruda zaczęła opowiadać o tym czego dowiedziała się o Bronku i że chciałaby wiedzieć, gdzie on jest. Pułkownik obiecał pomóc w odnalezieniu go. Później pożegnał się z dziewczynami.
-A i zapomniałbym... Wesołych świąt! W końcu za miesiąc Wigilia.-Uśmiechnął się, a dziewczęta wyszły.


wtorek, 29 października 2013

cz. XIII "Kłutnia"

Dawno mnie tu nie było.... Ojej ale się stęskniłam.. Znów mogę sie dzielić z wami moimi pomysłami na dalesz losy naszych kochanych bohaterów.. Kocham Was za to że mogę wciąż dodawać więcej a wy z takim zainteresowaniem to czytacie... PRZYPOMINAM IŻ KOPIOWANIE JEST ZABRONIONE... KAŻDA PRÓBA SKOŃCZY SIĘ ŹLE.. JA JESTEMUCZCIWA I TEGO SAMEGO OCZEKUJĘ OD WAS.. KOCHANI ŚCISKAM I CAŁUJĘ.. Wikusia <3 :*


Kiedy wbiegła do szpitala, natychmiast skierowała się do gabinetu doktor Hanny. Kiedy ją ujrzała, rozpłakała się.
-Spokojnie! Wiktorio!-powiedziała od razu doktor Hanna. Podeszła do szafki, wyjęła jakieś tabletki i podała dziewczynie.-Weź je.
Kiedy Ruda się uspokoiła zapytała.
-Co on tutaj robi?
-Spokojnie. Dostał w głowę. Wygląda to groźnie, ale nie martw się, wyjdzie z tego.
Hania już sama nie wiedziała co mówi. Z jednej strony, ukrywała przed Rudą prawdę, a z drugiej była to jej przyjaciółka. Przecież nie mogła jej powiedzieć, że nie wie czy jest wszystko dobrze, że nie wie co się stało, a już na pewno czy Władek się obudzi. Ona tak go kochała, a Hania widziała jak się o niego boi.
-Ale jak to si stało?!
-Nie wiem ale Bronek powinien wiedzieć.
Ruda osłupiała.
-Przepraszam. Kto?
-No Bronek. Bronek Woyciechowski. To on go przyniósł z kolegą. Są przyjaciółmi z tego co wiem.
-Tak ale on był w Anglii!
-Nie wiem nic o tym.
-A czy mogę zobaczyć Władka?
Hania uśmiechnęła się.
-Oczywiście.
Przeszły kilka sali, aż wreszcie dotarły do tej w której leżał Władek. Ruda natychmiast podeszła do łóżka męża.
-Władek... Kochanie...-zaczęła mówić, delikatnie gładząc jego rękę. Popatrzyła na Hanię.
-Dostał tabletki przeciwbólowe. Trochę pośpi.-Ruda już chciała coś powiedzieć, ale Hanna ją wyprzedziła.-Możesz posiedzieć przy nim..
Na twarzy Rudej pojawił się płytki uśmiech.
-Już nigdy nie pozwolę Ci wyjechać..-szepnęła mężowi do ucha.-Nigdy...
Dziewczyna siedziała tak kilka godzin patrząc na swojego żołnierza. Nagle wstała i popatrzyła na zegarek.
-Już tak późno. Mama będzie się martwić..-powiedziała po cichu. Nachyliła się nad Władkiem i pocałowała go lekko.
-Przyjdę później... Obiecuję..
Ruda wstała i podeszła do wyjścia. Jeszcze raz popatrzyła na Władka i wyszła.

* * *

W mieszkaniu Celiny i Michała panowała nieprzyjemna atmosfera. Co i raz któreś krzyczało na drugie.
-Michał!!! No błagam Cię!!! Od mojej wizyty minęły trzy miesiące!!! Już nie mam co wymyślać! Byłeś chory, później wyjechałeś.. Co teraz??!!-krzyczała Cela.
-Nie wiem, ale nie możemy tam iść!-odparł Michał.
-A nie myślałeś o mamie?!?
-Nie, nie myślałem! Myślę o niej codziennie od kąt wyjechaliśmy! A ty mi mówisz, że nie myślę!!???
-O nie mój drogi!! To już są twoje słowa!! I nie wiem jak ty, ale ja idę dzisiaj do Rudej. Chcesz możesz iść ze mną.. Nie to nie, ale ja sama twojej mamy na ślub nie zaproszę bo to twoja matka, a nie moja!
-To nie wysłałaś jej zaproszenia tak jak reszcie??
-To ja miałam wysyłać?! Po drugie najbliższą rodzinę zapraszać listownie??!! Nie uważasz, że to niegrzeczne??
-A jakoś Władka zaprosiliśmy listem!
-Ale to brat!!
-A co ma piernik do wiatraka??
-To że.. A zresztą..
-Może chcesz mi coś powiedzieć?
-Tak! Chcę! Myślałam że przy większej okazji, bo na razie wiedzą o tym tylko dziewczyny!
Michał oprzytomniał.
-Ale o czym?
-Będziemy mieli małego bąbla w domu!
-Co?-Michał zrobił wielkie oczy.
-No to!! Jestem w czwartym miesiącu! To co Ci wtedy mówiłam, to prawda! Ty jakoś nie wyraziłeś zainteresowania! A jaką wtedy minę zrobiłeś!-Celina zaczęła płakać.-Jak nie chcesz, to możemy odwołać ślub!
Michał opadł na krzesło.
-Ale dlaczego nie dasz mi nic powiedzieć?!-zapytał.
-A jak myślisz!?!!-krzyknęła, po czym wzięła czarny płaszcz i wyszła trzaskając drzwiami.


wtorek, 20 sierpnia 2013

cz. XII "Wiadomość.."

Mijały dni, tygodnie, a Wiktoria żyła tylko wiarą, że lada dzień przyjdzie od niego jakiś gryps, wiadomość listowna. Tak się o niego bała. Łucja codziennie pytała, ale nikt jej nic nie powiedział ani tego dlaczego go nie ma, ani kiedy wróci. Ruda była zła, że nic jej nie powiedział o jego ojcu ale kiedy dowiedziała się prawdy od jego matki wszystko zrozumiała.
Pani Maria wróciła do pracy jednak nie było dnia żeby nie myślała o swoim synku. Wiedziała że Władek da sobie rade, ale obiecała że gdyby coś się stało nie da mu zginąć. On i Michał zawsze byli jej największymi skarbami. Oczywiście zawsze liczyli się z jej zdaniem. Czesław też. Zawsze. Wyjęła zdjęcie z wycieczki rowerowej. Przejechała po nim palcami żeby zetrzeć kurz. Byli wtedy tacy młodzi. Nie mogła uwierzyć co zrobiła z nimi wojna. Kolejna wojna. Pochłonęła tylu ludzi łącznie z jej ukochanym mężem i Ottem którego tak kochała. Zawsze kidy wracała z pracy do domu, synowej i wnuczki, przechodziła przez cmentarz. Dzisiaj było podobnie. Tym razem jednak przyszła do domu wcześniej niż zwykle. Zobaczyła Wiktorię krzątającą się po kuchni.
-Dzień dobry mamo.-powiedziała Ruda z uśmiechem.
-Witaj kochanie. Jak miną dzień.-odpowiedziała teściowa.
-Dobrze.
-U mnie też. Żadnej wiadomości od Władka?
Ruda zrobiła smutną minę.
-Żadnej.
Pani Maria popatrzyła się na nią.
-Nie martw się przecież wiesz że on wróci.
-Kiedy...? Za rok?!?-krzyknęła Wiktoria.
-Uspokój się..-poprosiła Maria przytulając synową.-Ile minęło? Miesiąc? Dwa?
-No właśnie. Trzy miesiące. Ile jeszcze ma minąć?!? Ile??!
Pani Maria nie chciała już dłużej denerwować synowej. Kochała ją jak córkę. I nie chciała żeby coś się jej stało. Władek musiał wrócić do niej i do Rudej. Nie brała pod uwagę słowa „śmierć”. Wtedy rozległ się dzwonek.
-Pójdę otworzyć- zaproponowała Ruda.
W drzwiach stał mężczyzna.
-Pani Wiktoria Konarska?-zapytał.
-Tak, a o co chodzi?-odpowiedziała.
-Mam pani przekazać gryps. Ze szpitala.
-A czy to na pewno do mnie? Może pomylił się pan.. Pewnie chodzi o Marię Konarską.
-Mam przekazać ten gryps pani Konarskiej Wiktorii. Jeszcze dobrze słyszę.
-A od kogo? Jeśli można wiedzieć.
-Nie wiem ja tylko odnoszę do tego kto ma dostać.
-Aha... To nic dziękuję..
Wiktoria zamknęła drzwi.
-Kto to był?-zapytała pani Maria.
-Jakich mężczyzna.-powiedziała.-Przyniósł gryps. Ze szpitala.
-Ze szpitala...?-zapytała zdziwiona Maria.
-Na początku myślałam że do mamy.. A teraz już nie wiem.
-Otwórz to się dowiesz..
-Ale ja się boję.. Znam tam tylko doktor Hannę i mamę.
W końcu po kilku obawach otworzyła gryps. Był on od doktor Hanny.
Kochana Wiktorio! Wiem że nie powinnam pisać ale jest u nas Władek. Wiem że to twój mąż więc postanowiłam że powinnaś wiedzieć. Hanna”
Ruda pobladła i opadła na krzesło. Pani Maria od razu zapytała.
-Co się stało?
Ruda odwróciła głowę.
-Władek, on..-zaczęła.
-Co Władek. Wiktorio! Co z Władkiem..?!?

Ruda wstała z krzesła i natychmiast wzięła płaszcz i wybiegła z domu. Pani Maria próbowała ją dogonić ale nie była w stanie. Dziewczyna biegła tak szybko jak mogła. 




To jest na razie mój wpis który na dwa miesiące prawdopodobnie jest tym ostatnim. Nie będę miała możliwości do końca października dodawać postów ponieważ nie będę miała możliwości dodawania postów. Nie martwcie sie ponieważ inne wątki są tak jakby dopasowane do czasu. Napisałam o wiele wiele do przodu w czym znalazł sie także czas na piękny okres którym jest BOŻE NARODZENIE. Postaram się więc dodać ten fragment na wigilię więc będę was troszkę trzymała w niepewności. Bardzo was przepraszam za końcówkę ponieważ zostawia ona wiele niewyjaśnionych wątków. Nie martwcie sie. Jak tylko będę mogła dodam post. Całuję wszystkich czytających, i życzę wspaniałej reszty wakacji... WIKUSIA <3

piątek, 16 sierpnia 2013

cz.XI "Wieczór zwierzeń.."

Celina obudziła się obok Michała. Wciąż pamiętała ich wczorajszą rozmowę. Okłamała go że nie jest w ciąży. Przypomniała sobie że miała dzisiaj odwiedzić Wiktorię. Wstała, umyła się i założyła najładniejszą sukienkę jaką miała w szafie. Ucałowała narzeczonego w policzek i wyszła.


Lenka szła zakurzoną ulicą. W jej rogach wciąż siedzieli ludzie którzy podczas wojny stracili wszystko. Podobnie jak ona z tym że jej został jeszcze dom, Jaś i mogiła gdzie spoczywał jej ukochany żołnierz. Podeszła do drzwi i zadzwoniła dzwonkiem. W międzyczasie poprawiła synkowi marynareczkę. Otworzyła jej Ruda.
-Wejdź proszę.-zaprosiła przyjaciółkę do środka.
Lenka weszła rozebrała Jasia a Wiktoria powiedziała.
-Łucja bawi się w jej pokoju, idź do niej a ja porozmawiam sobie z mamą, dobrze?
Jasiu pobiegł do swojej koleżanki, a Lenka weszła do salonu i usiadła przy stole.
-Na kogo jeszcze czekamy?- zapytała.
-Na Celinkę. Chcesz herbatę?
-Chętnie.-odpowiedziała Lena. W tej chwili rozległ się dzwonek do drzwi. W drzwiach stała Celina. Miała na sobie sukienkę i jakąś chustę. Była zapłakana.
-Celina? Co się stało?- zapytała Lena.
-Nic po prostu miałam nadzieję że on mi uwierzy i... -nie dokończyła bo Ruda przechyliła jej głowę i przytuliła ją do siebie. Nie przestawała płakać. W końcu się uspokoiła i siadła z dziewczynami przy stole.
-Co u was słychać?- zaczęła rozmowę Wiktoria.
-Nie wiem...-odpowiedziała Lenka.-Ostatnio znalazłam w szafie moją sukienkę ślubną. Wylałam w nią morze łez. Miałam powiedzieć Jasiowi prawdę o śmierci Janka ale mi się nie udało bo nie dałam rady. To jest straszne kiedy syn wie jak zginą ojciec ale myśli że to bajeczka na dobranoc.
W tej chwili do kuchni weszła pani Maria.
-Wiktorio? Gdzie mogę znaleźć bułkę tartą?-zapytała.- Kogo ja widzę? Witaj Lenko...
Zawiesiła głos na Celinie. Podeszła do niej. Cela wstała i wtuliła się w panią Marię.
-Kochana a ty co tu robisz? Kiedy wróciliście?-zapytała pani Marysia.
-Przyjechaliśmy tydzień temu... Mieliśmy odwiedzić panią ale niestety Michał się rozchorował.
Pani Maria zrobiła wielkie oczy.
-To może was odwiedzę?
Celina popatrzyła się na Wiktorię.
-Ale nie ma potrzeby... Michał na pewno nie chciał by mamie robić problemu.-odpowiedziała szybko i spojrzała na śmiejące się dziewczyny.
-Może jednak.. To żaden problem.-powiedziała pani Maria.
-Mamo ale naprawdę nie ma potrzeby... -powiedziała Wiktoria.-Na prawdę nie jest z nim tak źle. Byłam dzisiaj u niego. Lada dzień będzie zdrów jak ryba.
-Może faktycznie jestem nad opiekuńcza. Musicie mnie koniecznie odwiedzić jak tylko Michał wyzdrowieje.-stwierdziła pani Maria.
-A mogłaby mama popatrzyć na dzieci? Bawią się w pokoju Łucji.-poprosiła Ruda z uśmiechem na ustach. Kiedy pani Maria wyszła z salonu zwróciła się do Celiny.-Nie mogłaś wymyślić czegoś lepszego? Na przykład że wyjechał.
-A nie mogłaś mnie uprzedzić że jest jego matka??-zapytała Celina.
-Dziewczyny spokojnie.-dodała Lenka.-Trzeba będzie coś później wymyślić bo jak zobaczy go na mieście to wszystko się wyda.. A gdzie jest Władek? Jakoś go dzisiaj nie widziałam.
Mina Rudej posmutniała.
-Władek wyjechał dzisiaj z samego rana. Zdążył się pożegnać z małą i położyć ją spać. Ja sama zaczęłam płakać i nie chciałam go puścić. Ja wiem że on zawsze wracał, ale boję się że tym razem będzie inaczej. Za bardzo kocham żeby go stracić.
-Celina co się stało?-zapytała Lena.
-Nic po prostu... Zostaniecie ciociami.-powiedziała z lekkim uśmiechem.
Dziewczyny popatrzyły się na nią.
-Na prawdę? Nie żartuj...-powiedziała Ruda, wstając żeby uściskać przyjaciółkę.
-Gratulacje...-powiedziała Lenka-przekaż też naszemu chorowitkowi..
Celina zrobiła smutną minę.
-Micha nic nie wie.
Dziewczyny zwróciły wzrok na Celinkę.
-Nie powiedziałaś mu?-zapytała Wiktoria.
-Nie to że nie powiedziałam.. On nie chce mieć dzieci. Przyszłam dzisiaj do was zapłakana bo rozmawiałam z nim wieczorem i tak jakoś mi się wymsknęło-odpowiedziała Celina i znów zaczęła płakać.
-Nie płacz... Nie warto. Na pewno chciał przez to powiedzieć coś innego.-pocieszała ją Ruda.
-Już wiem co chciał mi powiedzieć...-odrzekła Cela.
-Pani Maria idzie..-szepnęła Lena.
Marysia weszła do pokoju i powiedziała.
-Co się stało? Coś z Michałem tak? Jednak was odwiedzę.
Celina od razu się rozchmurzyła i uśmiechnęła.
-Nie mamo... Ona.. -Ruda się chwilkę zastanowiła-...się przestraszyła i to ze śmiechu się rozpłakała.
Mama uśmiechnęła się i wyszła z kuchni.
-I znowu musiałaś mnie uratować..-powiedziała szeptem Cela.
-Jak będzie miała na imię? Mówiłaś że myślałaś.-zapytała Lena.
-Jak będzie dziewczynka, to chciałabym żeby miała na imię Marysia.-odpowiedziała
-A jak chłopczyk?-zapytała Wiktoria.
Celina uśmiechnęła się.
-Czesław po ojcu Michała i Władka..
-To ty wszystko wiedziałaś?-zapytała Ruda.
-Tak Michał mi powiedział i chodziliśmy nawet na jego grób.-wytłumaczyła się Celina.-Lena też wiedziała.
Wiktoria odwróciła się do Lenki.
-Tak ale tyko tyle co mówił Janek. Nie złość się bo to nie było taki proste. Wanda też wie. Zresztą Cela dowiedziała się przed samym wyjazdem z Polski. Nie miała wcześniej pojęcia. -tłumaczyła się Lena.
-Czyli tylko ja nie wiedziałam?
-Władek nie chciał nikomu o tym mówić. O śmierci ojca dowiedział się po kilku dniach od pogrzebu. Wcześniej był nieprzytomny i nie był mu nikt w stanie powiedzieć. Później długo się obwiniał.-powiedziała Cela.
Ruda posmutniała.

-Mam nadzieję że tym razem nic się nie stanie.

środa, 7 sierpnia 2013

cz. X "Kolejny list..."

Władek znów otworzył mocno zaklejoną kopertę zaadresowaną do niego. Nie lubił tego robić. W takich kopertach zawsze była ta sama treść listu. Znów musiał wyjechać. Znów musiał zostawić Wiktorię samą z córeczką, a przecież tak ich kochał.
-Kochanie co przyszło?-zapytała Ruda z kuchni,jednak nie usłyszała odpowiedzi. Natychmiast rzuciła talerze i pobiegła do męża. Przytuliła się do niego po czym powiedziała.
-Ja nie chcę żebyś znów wyjechał! Nie chcę słyszysz???-rozpłakała się.
-Skarbie ja też tego nie chcę.- odpowiedział jej czułym głosem.
-Ale i tak nas zostawisz!
-Kochanie...-zaczął uspokajać Rudą.
-Wiesz jak ja się o ciebie za każdym razem boję?
-Wiem..
-A jak ci się coś stanie?! Co ja wtedy zrobię!!?
Władek chciał przytulić żonę, ale Wiktoria zaczęła się wyrywać. Nie chciał żeby znów wszystkie noce były nie przespane. Tym razem nie musiał się o to martwić. Jutro miał opuścić dom. Jutro. Jeden dzień na pożegnanie się z rodziną bo gdyby naprawdę mu się coś stało?
Ruda wiedziała że nie mogła nic poradzić na to że mąż musiał ich opuścić. Przecież miała się zachowywać jak przystało na żonę oficera. Przyrzekała to przed Bogiem. Zawsze kiedy myślała że Władek nie żyje on stawał w drzwiach i znów wszystko wracało do normy. Bała się że tym razem będzie inaczej.


* * *
Lenka wstała cicho i położyła śpiącego Jasia na poduszce. Uwielbiała patrzeć na śpiącego synka który zawsze miał mnóstwo do powiedzenia. Ostatnio był jednak cichy. Bardzo cichy. Może dlatego że on już wszystko wie.
-Mamo??- usłyszała nagle za plecami.
-Tak skarbie?
-Miałaś mi coś powiedzieć.
Lenka posmutniała. Wiedziała że kiedyś przyjdzie ten dzień ale jeszcze nie teraz.
-Ubierz się to odwiedzimy Łucję..-na jej twarzy wreszcie pojawił się uśmiech.
Jaś natychmiast wstał i pobiegł do pokoiku aby wziąć swoje ubranka i ubrać się.




W domu Konarskich od rana panowała smutna atmosfera. Ruda pakowała coś do plecaka męża, a Władek usypiał Łucję. Wiktoria popatrzyła się na nich i ukradkiem otarła łzę. Zawsze miała przed oczami tych wszystkich ludzi którzy zostali pozbawieni życia przez wojnę. Pamiętała jak ona się czuła kiedy matka powiedziała jej że ojciec nie żyje. Kiedy cierpiała była już dorosła. To jak miałaby się czuć Łucja kiedy Władkowi coś by się stało?
-Mała śpi..-powiedział Władek przytulając Wiktorię.
-To dobrze. Nie będzie płakać. -otarła łzę cieknącą po policzku.- Twój plecak.
Władek przytulił zapłakaną żonę. Nie chciał ich opuszczać. Za bardzo je kochał żeby je zostawić. W tej chwili do pokoju weszła pani Maria.
-Znów nas opuszczasz?-zapytała patrząc ze smutkiem na syna.
Ruda wciąż tkwiła w ramionach męża. On wcale nie chciał jej puszczać.
-Wrócę, słyszysz?-szepnął jej do ucha.-Wrócę...
Podszedł do matki. I przytulił ją tak jak kiedyś kiedy wokół była wojna, w ojca już przy nich nie było. Matka puściła syna, ale nie mogła przestać płakać. Wrócił do Rudej..
-Pamiętaj co mi obiecałeś...-powiedziała po czym pocałowała męża.
Władek jeszcze raz popatrzył na córeczkę i pocałował ją w policzek po czym wyszedł.

Maria przytuliła Rudą i obie nie przestały płakać.

Ogłoszenie...

Kopiowanie treści opowiadań i grafiki jest zabronione. Każda forma plagiatu bezzwłocznie zostanie zgłoszona odpowiednim osobom, gdyż jest zarówno naruszeniem zasad serwisu blogowego, jak i praw autorskich. Zatem dobrze się zastanów, zanim sięgniesz po cudzą własność.

wtorek, 23 lipca 2013

cz. IX "Ukryta prawda..."

Lena nocą często miała sny, które przypominały jej nie tylko tamten dzień, ale i Janka. Nigdy nie chciała się obudzić, bo czuła się jakby on z nią był. Trzymał ją za rękę, całował, przytulał... Nie zdążyła się nim nacieszyć przez te wszystkie lata. Tyle razy ją uratował. Za każdym razem mu się to udawało. Tylko ta ostatnia akcja... Po niej był żal, płacz i smutek... Później pozostawała tylko pustka która nie mogła się wypełnić nawet miłością synka.
Tej nocy Lena miała tak straszny sen, że obudziła się w środku nocy i cała zapłakana poszła do łazienki. To właśnie tam w złotym pudełeczku schowana była jej obrączka ślubna. Jedyna pamiątka po rodzicach i po jej ukochanym żołnierzu, który rozerwał jej serce na dwie połówki i jedną zabrał ze sobą do ziemi, a drugą zostawił, aby mogła wychować ich synka.
-Mamo...-usłyszała nagle zapłakany głos Jasia.
Podeszła do jego pokoiku i siadła na łóżeczku synka.
-Co się stało? Hej... Słoneczko ty moje..-zaczęła uspokajać dziecko.
-Miałem zły sen...-powiedział mamusi zaspanym głosem.
-A co Ci się takiego śniło..?
-Śniło mi się ta opowieść o tym żołnierzu.. Tą mamusią byłaś ty, i tak bardzo płakałaś. I synek też.-dodał płacząc- Ja nie chcę żeby nam się coś takiego przytrafiło..!
Lena myślała że nie będzie musiała tego słuchać. Miała cichą nadzieję że śmierć Janka utrzyma w tajemnicy przed Jasiem. Nie udało jej się. To było bardzo dziwne bo jej śnił się ten sam sen. Działo się to tak jakby Janek chciała żeby Jaś wiedział prawdę.
-Jutro Ci coś opowiem, a teraz śpij.-powiedziała i przytuliła go tak, że malec natychmiast zasną..



Michał i Celina siedzieli przy stole pijąc wino ze szklanych kieliszków. Nagle dziewczyna odwróciła głowę ku ścianie i zamyśliła się.
-O czym kochanie tak myślisz?-zapytał Michał.
Celina natychmiast oprzytomniała. Odwróciła głowę w stronę Michała i patrzyła na niego świecącymi się oczami.
-O tym czy będziemy mieć chłopczyka czy dziewczynkę. -roześmiała się.
Michał otworzył szeroko oczy.
-Kochanie, nie jestem w ciąży...-uspokoiła męża.
-To dobrze bo już myślałem że zostanę młodym tatusiem...
Celina posmutniała w duchu. Nie chciała żeby Michał to widział. Otarła ukradkiem łzy i przytuliła się do narzeczonego. Czuła się tam szczęśliwa, ale czegoś jej brakowało. Popatrzyła się na Michała.
-Kochanie chodźmy spać..
Michał wstał o wziął Celinkę na ręce i zaniósł do łóżka.
Oby tak zawsze”- pomyślała.



Lena nie mogła już zasnąć. Leżała w łóżku z załzawionymi oczami i myślała jak to było, kiedy Janek ja przytulał. Tęskniła za wszystkimi rzeczami, które razem zrobili. Nawet tymi najbardziej zwariowanymi. Czuła się z nim taka szczęśliwa... Nie rozumiała, dlaczego to się stało, a kiedy myślała sobie o tym, że miała powiedzieć jutro Jasiowi całą prawdę, oczy zalały jej się łzami. Wstała i podeszła do starej ręcznie ozdabianej komody z trzema szufladkami których Jasiowi nie wolna było otwierać. Gdyby zobaczył co tam było. Ta szuflada zawierała całą przeszłość Leny. Przede wszystkim stare zdjęcia, które były jedynymi pamiątkami po Janku. Oczywiście oprócz obrączki.
Otworzyła szufladę i wyciągnęła zdjęcie. Pamięta dobrze kiedy je zrobili. Byli tacy szczęśliwi. Mieli Jasia, byli razem. Na twarzy Leny pojawił się płytki uśmiech. To było krótko przed tym jak zabili Janka. Dziewczyna natychmiast schowała zdjęcie i zakryła twarz dłońmi. Płakała. Cicho, tak żeby nie obudzić Jasia bo wiedziała że będzie musiała kłamać że nic się nie stało i że to tylko przez kurz. W duchu czuła się samotna ale to dlatego że nie było przy niej Janka. Jaś nie dawał jej tyle miłości co jej ukochany dzielny żołnierz. Ile razy sama odwiedzała grób swojego męża, płakała. Ponownie postanowiła wziąć zdjęcie do rąk. Spojrzała na nie i przytuliła do swojego serca.
-Jak ja mam mu jutro powiedzieć że zrobiłeś to wszystko dla niego..?- zapytała cichutko, po czym pocałowała zdjęcie. Usłyszała kroki na korytarzu więc natychmiast schowała zdjęcie do pudełka, zamknęła szufladkę i w tej chwili do jej pokoju wszedł zapłakany Jaś.
-Ty też mama nie śpisz?- zapytał. Lenka uśmiechnęła się i przytuliła synka.