niedziela, 29 grudnia 2013

cz. XV "Święty czas to radości czas..."

Miesiąc minął bardzo szybko i Wieczór Wigilijny zbliżał się wielkimi krokami. W domu Konarskich od rana słychać było odgłosy pracy. Wiktoria wraz z panią Marią nie wychodziły z kuchni. Cały czas udawało się im zdobyć jakieś smakołyki, aby w tym roku stół wigilijny nie był pusty. Sam Władek, choć kilka dni temu wyszedł ze szpitala, to też starał się pomóc i odmalował na nowo cały salon, tak jak zrobił to kilka lat temu, kiedy mieli na wigilię jeden mały pokój, a na stole nie było prawie nic. Teraz też się im nie przelewało, bo pieniędzy na miesiąc nie było wiele, a mieli na utrzymaniu całą rodzinę. Pani Maria też im pomagała, ale wiadomo, że nie pracowała tyle co przedtem. W tym roku jednak zaprosili na wigilię Lenkę z Jasiem i Michała z Celinką, która z tygodnia na tydzień, miała coraz większy brzuszek. Często skarżyła się, że mały kopie, a Ruda zawsze jej powtarzała „Poczekaj tylko przyjdzie moment kiedy będzie chciał przyjść na świat!” a wtedy wszyscy wybuchali śmiechem.
Święta były jedynym szczęśliwym okresem w ciągu całego roku. Wtedy zawsze w sklepach i na ulicy można było usłyszeć od kogoś radosne „Wesołych świąt!”. Nie to, co na co dzień, kiedy wszyscy uciekali przed światem.
-Wiktorio.. Gdzie dałaś ziemniaki od Anny?-zapytała Maria.
-Powinny leżeć na stole.-odpowiadała uradowana dziewczyna.
-Tak ziemniaki są ale w środku były pomarańcze... Wiesz ile warte są dwie pomarańcze teraz?
Ruda po cichutku podeszła do Władka, który smacznie spał na fotelu. Koło niego leżały obierki z pomarańczy. Uśmiechnęła się widząc śpiącego męża. W duchu cieszyła się, że teraz będzie z nią w domu cały czas. Kochała go i nigdy nie wyobrażała sobie bez niego życia. Nagle wzięła obierki z pomarańczy i delikatnie ucałowała Władka w zabandażowaną głowę. Nawet się nie poruszył, a dziewczyna wróciła do kuchni..
Mała Łucja postanowiła też pomóc rodzicom i babci. Poszła po cichutku na strych i postanowiła poszukać bombek na choinkę. Szła pomalutku, schodek po schodku, zanim doszła na samą górę. Kiedy znalazła pudełko z bombkami postanowiła znieść je na dół. Nie przewidziała jednak, że są one szklane i kiedy schodziła, pudełeczko wypadło jej z rączek. Łucja natychmiast zaczęła płakać. Kiedy Władek z Rudą usłyszeli płacz córeczki, natychmiast przybiegli pod schody na strych i aż otworzyli oczy ze zdumienia. Pod nóżkami małej leżały pobite bańki, a ta stała na schodkach i płakała w najlepsze. Władek natychmiast wziął córeczkę na rączki i zaczął ją tulić w swoje ramiona.
-Kochanie nie płacz..-mówił czułym głosikiem. -To nic..
Ruda podeszła do męża i także przytuliła córeczkę.
-Skarbie... Coś Ci się stało? -zapytała zaniepokojona, ale mała pokręciła główką.
-Kochanie idziemy do kuchni ukraść babci ciasteczko?-zapytał Władek z uśmiechem. Łucja pokiwała główką.
Już miał przechylić się żeby mała mogła je wziąć, ale strasznie zakręciło mu się w głowie i musiał usiąść. Kiedy postawił małą na ziemię zauważył, że cała rączka córci jest w krwi.
-Kochanie pokaż rączkę..-wziął ją i zawołał żonę, która sprzątała rozbite bańki. Kiedy Ruda zobaczyła rękę córki natychmiast wzięła apteczkę. Spojrzała przy tym na męża, który chwycił się za głowę. Wiktoria obejrzała rączkę córki i owinęła ją bandażem.
-Teraz uważaj na nią.. Jak przyjdzie babcia, to ci ją obmyje czymś, a na razie idź się bawić.. Tylko nie bańkami.. -po tych słowach mała wybiegła z kuchni, a Ruda wzięła bandaż schowała go i podeszła do Władka.
-Kochanie, co Ci jest? -zapytała zaniepokojona.
-Nic kochanie zupełnie nic..-powiedział i wstał żeby ucałować żonę. Niestety, nie udało mu się to, bo nie dał rady powstrzymać kolejnego silniejszego zawrotu głowy. Ruda nie wiedziała co się dzieje.
-Władek co ci jest!?!-podeszła do męża i chwyciła go z rękę, żeby nie upadł.-Władziu! Dobrze się czujesz?
Ruda pomogła mu usiąść, a później przytuliła go do siebie..
-Chodź się położyć... Może się lepiej poczujesz,co?-zapytała miłym, ciepłym głosem. Władek zgodził się, ale kiedy próbował wstać z krzesła o własnych siłach, to nogi się pod nim ugięły.
-Może Ci kochanie pomogę?-zapytała i zaprowadziła męża do sypialni. Pomogła mu usiąść, bo nawet najmniejszy ruch sprawiał mu trudności. Ruda ucałowała Władka i wyszła z pokoju zamykając drzwi. Bardzo go kochała i wiedziała, że zrobiłaby dla niego wszystko.
* * *
Kocham Was...”. Kiedy Lena przypominała sobie te słowa, łzy napływały jej do oczu. To nie tak miało być! Przecież mieli być razem! Wciąż go kochała, a tamtego dnia nie zapomni nigdy. Cały czas miała przed oczami. jak trzyma go w swoich dłoniach, nie mogąc przestać płakać. Dlaczego on..
Dzisiaj Lena nie chciała już o tym myśleć. Był wyjątkowy dzień w roku: „Wigilia”. Jaś od samego rana poszukiwał swojego misia, którego gdzieś zapodział. To była wyjątkowa maskotka. Jedyna zabawka, która miała dla niego jakieś znaczenie. Kiedyś należała ona do Janka. Był to brązowy miś, z oczkami z guzików, a łapkami wyszywanymi nicią. Jaś dostał go od taty na ich pierwszą wspólną gwiazdkę.
-Jasiu pośpiesz się bo spóźnimy się do Cioci i wujka na kolację Wigilijną!-pośpieszała synka mama.
-Ale mamo! Nie mogę znaleźć garniturku!-płakał Jaś. Lenka podeszła i przytuliła go.
-A czemu mój skarb płacze?-zapytała uśmiechnięta.-Chcesz cały rok płakać?
Chłopczyk pokręcił głową.
-Chodź, a zaraz coś wykombinujemy u na pewno na wigilii będziesz pięknie wyglądał..-dodała.

* * *

Wiktoria właśnie kroiła ziemniaki, kiedy do domku weszła pani Maria. Od razu zauważyła, że coś jest nie tak, bo nigdy nie było aż tak cicho. W korytarzu ujrzała bawiącą się Łucję. Mała natychmiast wstała i podbiegła do babci.
-Cześć kwiatuszku, jak się ma moja księżniczka?-zapytała, a wnuczka wtuliła się w nią i szepnęła do uszka.
-Tilko bondz cicho..-i zatkała usteczka zabandażowaną rączką.
-A co ci się w rączkę stało?-zapytała zaniepokojona babcia, ale mała tylko wzruszyła ramionami i pobiegła do mamy do kuchni. Pani Maria natychmiast podążyła za wnuczką wnosząc do kuchni przeróżne przysmaki na wigilijny stół. Ruda aż otworzyła ze zdziwienia oczy.
-Skąd mama aż tyle rzeczy wzięła?-zapytała Wiktoria.
-No jak to.. W szpitalu dostałam, a oprócz tego Celina upiekła makowiec... Mało w nim maku, ale nie łatwo teraz o takie rarytasy.
-Mama cicho!-krzyknęła mała.
Pani Maria popatrzyła najpierw na Rudą, a później na wnuczkę.
-O co chodzi?
-O nic tylko nie mamy bombek na choinkę, bo nasza śliczność wszystkie rozbiła.
-Ach.. Zrobiła sobie coś?-zapytała babcia.
-Chyba troszkę rączkę rozcięła. Zawinęłam tylko bandażem i zostawiłam dopóki mama nie przyjedzie.
-Dobrze zrobiłaś.-powiedziała, po czym zwróciła się do Łucji.-Pokarzesz babci rączkę, księżniczko?
-Diobzie aje cicho babcia!-powiedziała i wyciągnęła rączkę w stronę pani Marii. Ta zaczęła oglądać rączkę wnuczki, i czymś ja przelewać.
-Kochanie, ja tu nic nie widzę.-powiedziała, po czym opłukała rączkę wnuczki w wodzie i postawiła swoją królewnę na nóżki. Ta natychmiast pobiegła się bawić.
-Jak to? To skąd ta krew?-zapytała zdenerwowana Ruda.
-A nic sobie więcej nie przecięła? -zapytała zdziwiona pani Maria.
-Nie na pewno nie.. Całą ją oglądnęłam.
-A może z noska jej się na przykład lała?
Ruda zastanowiła się przez chwilkę.
-A gdzie jest Władek? Miał nigdzie nie wychodzić..
Ruda zostawiła garnki i zaczęła wycierać sobie ręce w ścierkę.
-Nie nie, nigdzie nie wychodził.. Po prostu..-Ruda zawiesiła głos-Źle się poczuł i kazałam mu iść się położyć.
Powiedziała, po czym wstała z krzesła i podeszła pod drzwi sypialni.
-Kochanie.. A możesz mi powiedzieć co mu się stało?-zapytała zdenerwowana pani Maria.
-Nic.. Trzymał na rękach małą i poszedł z nią do kuchni, no i zawołał mnie do małej, bo miała całą rączkę we krwi. No i ja ją zawinęłam i kazałam małej się iść bawić. Wtedy zauważyłam, że trzyma się jakoś dziwnie za głowę, ale kiedy się zapytałam co mu się stało odpowiedział, że nic.. Jednak kiedy próbował wstać to natychmiast upadł na krzesło więc powiedziałam mu, żeby się położył i pomogłam mu pójść do sypialni, no i zasnął.
-I ile już śpi?-zapytała zaniepokojona pani Maria.
-No godzinę może...
Ruda otworzyła drzwi sypialni i weszły razem. Maria podeszła do syna, który smacznie spał. Na szczęście leżał na boku więc nie trzeba było wiele.
-Tak jak myślałam.-powiedziała pani Maria.
-Coś się stało?-zapytała cała zdenerwowana Ruda.
-Nic poważnego. Ale już wiem skąd na rączce malutkiej krew.-powiedziała i lekko się uśmiechnęła.-Zostań z nim skarbie, a ja pójdę po nowy bandaż.
Wiktoria natychmiast podeszła do męża, wzięła krzesełko i usiadła przy nim. Zaraz wróciła Maria. Zmieniła synkowi bandaż na głowie i przykryła go, jak za dawnych czasów.
-Skąd wzięła się ta krew..?-zapytała trzęsąca się z nerwów Ruda.

-Tak ale to jest mało ważne.. Pójdę przygotować stół i posiłki. Władek dzisiaj troszkę pośpi.

1 komentarz: