Ruda chodziła po kuchni, co i raz wkładając coś
do czerwonej torebki. Nagle do kuchni weszła pani Maria.
-Kochanie co robisz?-zapytała.
-Yyy...-zastanowiła się przez chwilkę Wiktoria.-Nic..
Muszę na chwilkę wyjść.
-Nie masz może wieści od Władka?
-Przecież mówiłam mamie, że nie mam... Nic nie
przyszło!
Maria popatrzyła się ze zdziwieniem.
-Czemu mówisz to z dziwną radością? Nie martwisz się
o niego?
-Ależ oczywiście, że się martwię, ale przecież
trzeba korzystać z życia.-powiedziała. Po chwili obróciła twarz
w jej stronę.-Mamo?
-Tak??
-Muszę wyjść i nie wiem kiedy wrócę..
-A gdzie idziesz, jeżeli można wiedzieć..
Ruda speszyła się.. Nie spodziewała się takiego
pytania.
-Nie mogę mamie powiedzieć.. Sprawy państwowe..
-Tak późno?
-Yyy...Tak..Czy mogłaby mama położyć Łucję spać.?
-O tak.. Jak zawsze..
-Wrócę późno..-powiedziała, po czym wyszła.
Celina biegła i nie miała zamiaru się zatrzymać.
Nagle po drugiej stronie ulicy ujrzała idącą Rudą. Natychmiast
przebiegła na drugą stronę.
-Wiktoria!-krzyknęła.
Ruda odwróciła się.
-Celina?-zapytała zdziwiona.-Co ty tutaj robisz?
-Pokłóciłam się z Michałem.-powiedziała i
zapłakana przytuliła się do przyjaciółki.
-Wiesz, że nie powinnaś się denerwować!-powiedziała
a po chwili dodała.-O co się z nim pokłóciłaś?
-Powiedziałam mu...
Wiktoria przytuliła mocniej Celę. Domyśliła się, że
nie była to przyjemna rozmowa, skoro była cała zapłakana.
-Pójdziesz ze mną..?-zapytała.
-Do domu? Chyba w drugą stronę..-powiedziała Celina.
-Nie idę do domu..-odpowiedziała.-Idziesz czy nie?
Cela otarła łzy.
-Idę.
Szły tak, aż doszły do drzwi szpitala. Celina, aż
stanęła. Nie chciała tam iść. Źle jej się to kojarzyło.
Przeżyli całą wojnę i pomyśleć że nikt nie miał wyboru.
-Po co tutaj?-zapytała Celina zdenerwowana.
-Zaraz zobaczysz..-odpowiedziała Ruda.-Spokojnie.
Na korytarzy ujrzała doktor Hannę niosącą jakieś
leki.
-O Wiktoria!-powiedziała.
-Witaj Haniu.-powiedziała i popatrzyła na
Celę.-Przedstawiam Ci moją przyjaciółkę Celinę.
-Dzień dobry..-powiedziała Celina.
-Witaj..-powiedziała Hania po czym popatrzyła na
Rudą.-Ona nie może wejść.
-To narzeczona Michała, brata Władka.
-Aaa... To w takim razie zrobię wyjątek.-powiedziała
i uśmiechnęła się.
-Tam gdzie wczoraj?
-Tak...
-A jak on się czuje?
-Lepiej.. Przynajmniej tak mi się wydaje. No i mówiłam
Ci że to tylko wygląda groźnie.
Ruda zaczęła zmierzać w stronę białej sali. Celina
niechętnie podążyła za nią. Kiedy do niej weszły, Wiktoria
natychmiast podeszła do łóżka przy oknie i pocałowała Władka.
Celina nie wiedziała co ma robić.
-Ruda... Co on tutaj robi?-zapytała.
-Dostał w głowę. Ale nic mu nie będzie. Problem w
tym kto go tutaj przyprowadził.
-Kto?
Ruda usiadła na krzesełku przy łóżku.
-Bronek..
Celina zrobiła wielkie oczy.
-Kto?!? Przecież on...
-Tak wiem jest w Anglii, a przynajmniej powinien tam
być.
Celina zachwiała się.
-Cela!! Wszystko dobrze?-zapytała Ruda.
-Tak tak... To ze zdenerwowania...-odrzekła chwytając
się za głowę.
-Na pewno?-zapytała Wiktoria dla upewnienia.-A może
chcesz wodę?
-Chętnie...-powiedziała proszącym głosem.
-Zostań z nim, a ja zaraz wrócę.
Wiktoria wyszła i Celina została sama. Nie na długo.
-Gdzie ja jestem...?-zapytał ktoś cichym, powolnym
głosem. W tym momencie weszła Ruda. Nie zauważyła nic tylko
natychmiast podbiegła do Celiny. Podała jej wodę.
-Wiktoria..-powiedziała patrząc na Władka.
-Mam nadzieję że wszystko będzie dobrze.
-Wiktoria.-powtórzyła już troszkę głośniej cały
czas patrząc na Władka.
-Nic nie mów.. Nie wolno Ci się denerwować!
-Ruda!!!-tym razem już nie wytrzymała i krzyknęła
zwracając wzrok na Wiktorię.
Dziewczyna aż się wzdrygnęła.
-Co?-zapytała spokojnym głosem.
Cela popatrzyła się na przyjaciółkę a kiedy ta nic
nie zrozumiała powiedziała tylko.
-Władek...
Ruda natychmiast wstała i podbiegła do łóżka
ukochanego. Popatrzyła na niego, pogładziła po ręce.
-Władek..!
-Ruda? To ty?-zapytał zmęczonym głosem.
-Tak kochanie.. To ja.. Tak się cieszę!-powiedziała z
uśmiechem.
-Gdzie ja jestem?
-W szpitalu...
-Jak ja się tu znalazłem.. Pamiętam tylko..-zaczął
sapać.
-Wiem, wiem... Dostałeś w głowę.. Ale nic już nie
mów..
Nagle Celina się uśmiechnęła.
-Cela.. Co się stało.?-zapytała zdziwiona Ruda.
-Kopnął.. Tak mocno..Pierwszy raz..
Ruda podeszła i uścisnęła przyjaciółkę. Maria już
wkrótce zostanie babcią, a ona sama ciocią.
-Chciałam was poprosić żebyście byli rodzicami
chrzestnymi...-poprosiła Celina.
-Ależ oczywiście! Tylko czy Michał się zgodzi...
-Na pewno się zgodzi, już ja do tego doprowadzę.
-Jeszcze godzinę temu próbowałaś go przekonać do
odwiedzin u matki...
-Co fakt to fakt..
-Udało się czy nie?
-Nie bo się uparł..
Rudą nagle olśniło.
-Kochanie?-podeszła do Władka.
-Wiktoria..-powiedziała Celina kładąc ręce na
poduszce i udawała że śpi.
-Posłuchaj... Bronek nie był tu bez powodu!!
-To że on śpi nie znaczy, że możesz
krzyczeć...-pouczyła ją Cela.
-Chodź.
-Dokąd??
-Nie pytaj!! Chodź!!!!!-powiedziała ciągnąc Celinkę
za rękę.
Ledwo wyszły ze szpitala, a przed nimi pojawił się
świat pokryty białą pierzyną. Ruda puściła rękę Celiny i od
razu wybiegła na plac. Pierwszy śnieg w tym roku. Do tej pory
pamiętała ten, o który jeszcze cztery lata temu wszyscy prosili.
Warszawa leżała w ruinach, a dzięki niemu, nic nie było widać.
Jedynie ludzie którzy siedzieli na zimnej i mokrej ulicy, biedacy,
którym sześć lat wojny zabrało wszystko.. Wigilia, była ich
jedynym wybawieniem. Mieszkańcy Warszawy zadbali o tych, którzy
ukrywali się w piwnicach lub siedzieli na chodnikach, by w ten
magiczny czas nie byli sami. Sama Wiktoria z Władkiem i panią
Marią, zaprosili do siebie rodzinę z dwójką dzieci. Jak sama
mówiła, to był magiczny czas. Kolejną wigilię spędziła w
łóżku, a dla zabicia czasu, śpiewali z Władkiem wszystkie
możliwe kolędy.
-Jeszcze miesiąc i kolejne święta..-powiedziała
kręcąc się w kółko.
Celina wzięła z niej przykład i delikatnie
stawiając nogi na śnieg, cieszyła się że już za niedługo
święta. Biała kołderka tak wesoło skrzypiała pod jej
pantofelkami. Miała na sobie tylko płaszczyk, który zakrywał jej
lekko zaokrąglony brzuszek.
-Pierwsze święta w Polsce..-powiedziała Celina.
-Zapomniałaś dodać, że po wojnie..-dodała Ruda.
-Dlaczego wojna nas aż tak zmieniła. Nie chcę wracać
do domu..
-Dzisiaj śpisz u mnie..
-Nie, nie mogę..
-Ależ oczywiście, że możesz!
-No dobrze.. Niech Michał się o mnie troszkę
pomartwi..-powiedziała po czym uśmiechnęła się.
Szły tak niecałe trzydzieści minut, aż doszły do
jakiejś leśnej chałupki. Najpierw na progu stanęła Ruda, bo Cela
jakby się bała. Dziewczyna chyba zobaczyła ten strach, bo zaczęła
mówić jej czułe słówka i Cela w końcu weszła. W chatce było
ciemno. Jakby nikt już tam nie mieszkał.
-Dobry wieczór...-powiedziała Ruda. Kiedy nikt nie
odpowiadał powiedziała ponownie.-Pułkowniku Radziński?
Nagle w drzwiach pojawił się starszy mężczyzna.
Założył na nos okulary i zaczął przyglądać się Wiktorii.
-Ruda to ty?-zapytał po czym przytulił ją do
siebie.-Ile to już czasu minęło?
-Cztery lata...A to narzeczona Michała...-powiedziała
pokazując na Celinę.
-Całuję rączki pięknej damie..-powiedział, a
Celina aż się zarumieniła.-Co u was opowiadaj.. Jak Władek?
-Dobrze.. Ostatnie dni spędził w szpitalu ale to nic
poważnego.. Jesteśmy dwóch lat małżeństwem i mamy córkę
Łucję.. Mieszkamy w Warszawie i oprócz tego to dobrze jest..
-Gratulacje.. A co was do mnie sprowadza?
Ruda zaczęła opowiadać o tym czego dowiedziała się
o Bronku i że chciałaby wiedzieć, gdzie on jest. Pułkownik
obiecał pomóc w odnalezieniu go. Później pożegnał się z
dziewczynami.
-A i zapomniałbym... Wesołych świąt! W końcu za
miesiąc Wigilia.-Uśmiechnął się, a dziewczęta wyszły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz