niedziela, 29 grudnia 2013

cz. XVII "Inny, radosny czas..."




"O, Matko odłóż dzień narodzenia

Na inny czas
Niechaj nie widzą oczy stworzenia
Jak gnębią nas
Niechaj się rodzi Syn Najmilejszy
Śród innych gwiazd
Ale nie tutaj, nie w najsmutniejszym
Ze wszystkich miast..."





Michał i Celina szykowali się do wyjścia. Dziewczyna miała na sobie prześliczną niebieską sukienkę i baletki, a Michał ubrał czarny garnitur. Razem wyglądali fantastycznie.
-Kochanie jeszcze płaszczyk..-przypomniał narzeczonej Michał.
-Pamiętam, pamiętam..-uśmiechnęła się.-A pomożesz mi go narzucić?
Guzik natychmiast pomógł Celinie ubrać kremowy płaszcz. Był on przeznaczony tylko na specjalne okazje. Na co dzień dziewczyna miała inny, zielony. Co prawda troszkę przedarty na łokciach o dopiąć się w nim było ciężko nawet u góry.
-A ty kapelusza nie bierzesz? Będzie Ci do marynarki pasował.-powiedziała i uśmiechnęła się leciutko.
Michał wziął kapelusz i nałożył go. Faktycznie nie wyglądał w nim źle, wręcz przeciwnie dodawał mu uroku.
-To chyba możemy wychodzić..-powiedział i uśmiechnął się do Celi.
-Tak chyba możemy..-dodał i wyszła z mieszkania.


*            *         *


"Bo w naszym mieście, które pamiętasz
Z dalekich dni,
Krzyże wyrosły, krzyże i cmentarz
Świeży od krwi
Bo nasze dzieci pod szrapnelami
Padły bez tchu..."

        Pani Maria przygotowywała stół, bo zaraz powinni schodzić się goście. Większość prac przygotowała sama, ale nie miała tego za złe swojej synowej. Za bardzo ją kochała i wiedziała, jak ona bardzo kocha jej syna.
Podczas, gdy pani Maria krzątała się po kuchni, Ruda siedziała przy Władku. Był cały rozpalony. Gorączka nie spadała już prawie godzinę. Od czasu do czasu, po jej policzku płynął strumień łez. Za bardzo go chyba kochała i za wiele widziała w swoim życiu. Przeżyli razem wszystko. Zawsze byli razem.. Wiktoria wzięła Władka za rękę i zaczęła szeptać.
-Wiem, że pewnie mnie nie słyszysz, ale chciałabym, żebyś wiedział, że jestem, cały czas będę przy tobie. Ty też siedziałeś przy mnie, kiedy nosiłam pod sercem naszą ptaszynkę. Pamiętam, jak wieczorem śpiewaliśmy razem wszystkie znane nam kolędy.. W tym roku, będziemy śpiewać je wszyscy razem.. Ja, ty, mama, Łucja, Lenka, Jasiu, nawet Michał i Celina przyjdą.. Kocham Cię..-powiedziała, ucałowała męża, po czym położyła się delikatnie koło niego i po chwili zasnęła.
Godzinę później w pokoju zjawili się goście. Pierwsza przyszła Lenka z Jasiem, a zaraz za nią śmiejący się Michał, który prowadził za rękę ciężarną narzeczoną. Łucja z Jasiem biegali wokół stołu śpiewając kolędy. Celina patrzyła na nich z uśmiechem na twarzy. Wyobrażała sobie, że za kilka lat i jej pociecha będzie taka zadowolona. Przy stole brakowało jeszcze tylko dwóch osób: Władka i Rudej. Pani Maria postanowiła sprawdzić jak wygląda sytuacja. Podeszła pod drzwi sypialni i pomalutku je popchnęła. Kiedy weszła do pokoju, od razu na jej ustach pojawił się uśmiech. Obydwoje smacznie spali. Władek na boku, a Ruda wtulona w niego tak, żeby nie spaść. Maria postanowiła, że jest to tak piękny obrazek, że nie ma sensu ich budzić. Podeszła tylko i przykryła ich kocem, bo wieczory były wyjątkowo zimne i wróciła do gości.
Na początku wieczerzy wszyscy dzielili się opłatkiem. Każdy z każdym. Michał z Celiną, aby zawsze byli razem i by ich mała pociecha była zdrowa. Lenka z panią Marią, żeby się im poszczęściło jeszcze w życiu. Jaś z Łucją, żeby im było dobrze. Później jeszcze Michał złożył życzenia mamie, Lenka Celi, Michał Łucji i Jasiowi, a kiedy wszyscy byli zarażeni magią świąt, zasiedli do stołu wigilijnego, na którym oprócz pięknego nakrycia widniała kapusta, ziemniaki, karp oraz kilka owoców i makowiec. Wszyscy spróbowali wszystkiego. Nawet Celina chociaż nie lubiła kapusty, to w ten wyjątkowy wieczór poświęciła się i spróbowała. Wigilia była pierwszym dniem, kiedy w domu Konarskich zapanowała radość. Nie było jej już długo, a nawet kiedy przez chwilkę można się było nią cieszyć, to zaraz ją coś przerywało. Wtedy było inaczej. Wszyscy byli odświętnie ubrani i śmiali się do późnego wieczoru. To był wspaniały dzień..
Władek obudził się, kiedy za drzwiami słychać było śpiewanie kolęd. Chciał się odwrócić, ale poczuł, że za nim ktoś leży. To była Ruda. Wcale nie chciał jej obudzić. Tak jakoś samo wyszło, bo kiedy się poruszył, ona natychmiast otwarła oczy.
-Wszystko w porządku?- zapytała zaspanym głosem.
-Tak, tylko jeszcze mnie troszkę głowa boli, a tak to dobrze..-powiedział, po czym dodał.-Może chodźmy do nich?
-Nie może lepiej nie... Wiem, że dzisiaj jest wspaniały dzień, ale twoja mama powiedziała, że lepiej będzie kiedy nie będziesz wstawać..-poradziła mężowi, Wiktoria po czym przytuliła się do niego.
-Ale ja się już naprawdę dobrze czuję.. A co z rączką gwiazdki?
Ruda zastanowiła się czy powiedzieć mu czy nie.
-Dobrze wszystko.-uśmiechnęła się do Władka.-Może pójdziemy na pasterkę? Jest dzisiaj w kościele św. Anny.
-Możemy iść..-uśmiechnął się lekko.
-A zaśpiewamy razem kolędy tak jak kiedyś?
-Pewnie...
W tym momencie w sypialni rozległ się cichy śpiew. Najpierw było słychać ciche słowa kolędy „Cicha noc...”, później „Dzisiaj w Betlejem”. Była to ulubiona kolęda Władka, bo zawsze śpiewali ją razem z ojcem. Zawsze rozpoczynał on, później dołączała się Matka, następnie Władek, a na końcu Michał. Nie zapomniane lata. Jednak teraz miał najukochańszą żonę i wspaniałą córkę, za którą oddał by własne życie, gdyby zaszła taka potrzeba.

Michał z Celiną mieli przygotowaną dla reszty małą niespodziankę. Ale przede wszystkim dla małej Łucji. Cela wstała i wyjęła pięknie zapakowaną paczkę.
-Kochani, to jest taki mały prezent od nas, przede wszystkim dla małej ślicznotki, ponieważ doszły nas słuchy, że mała zbiła wszystkie bańki na choinkę..-powiedziała, podając pani Marii pudełko. Łucja otworzyła je i aż krzyknęła z radości.
-Idź podziękować cioci i wujkowi..-powiedziała Maria. Malutka obiegła cały stół i rzuciła się wujkowi na ręce. Guzik cieszył się z tego, że mała tak go lubi.
-Ciocię tylko ucałuj, bo wiesz, że nie może cię wziąć na rączki.-powiedział, po czym nachylił ją, żeby mogła pocałować Celę. Ta uśmiechnęła się, bo wyobraziła sobie, jak Michał trzyma na rękach ich dziecko, a ono się uśmiecha w najlepsze.
-To co? Idziemy powiesić na choince smakołyki?-zapytała pani Maria, a cała reszta gości poszła ją ubierać.

*          *         *


-Na pewno już się dobrze czujesz?-zapytała Ruda dla upewnienia się.
Władek popatrzył na żonę.
-Na pewno.. Przecież wiesz, że jak mówię, że wszystko dobrze to znaczy, że jest dobrze..-powiedział i ucałował Rudą.
-Nie jestem teraz pewna, bo jak cię pytałam przedtem czy wszystko dobrze to powiedziałeś że tak, a nie mogłeś się na nogach utrzymać.
-Ale...-zaczął i nie skończył bo przerwała mu Ruda.
-Władek... Za wiele dla mnie znaczysz.. Kiedy leżałeś chwilę temu na łóżku z gorączką, która nie chciała spaść to naprawdę myślałam, że...
-Ciii... Już dobrze..-powiedział i przytulił ją mocno do siebie.
-Po prostu nie chcę, żebyś wyszedł z sypialni i znów stracił przytomność.. Boję się o ciebie...-dodała i pocałowała go.
-Skarbie...-wziął jej twarz w dłonie i kontynuował.-To nie moja wina, że wtedy tam..
-Nie rozmawiajmy dzisiaj o tym.. Proszę.. Jest wigilia..
-To ja się pójdę przebrać.. Poczekasz?
-Na ciebie kochanie zawsze... A ja mam się przebrać?
-Nie, no ty jesteś przystojny we wszystkim.-powiedziała z uśmiechem.-Nawet z tym bandażem ci do twarzy..
Nie minęło dziesięć minut, zanim Ruda znów wróciła do sypialni. Władek przetarł oczy, żeby się upewnić czy na pewno nie śpi.
-Ruda...Jakaś ty piękna..
Wiktoria się uśmiechnęła.
-To co idziemy?-zapytał, a Ruda się do niego zbliżyła. Poprawiła mu kołnierzyk i zawiązała krawat.
-Teraz wyglądasz jak …
-Jak kto?-zapytał Władek, ale w odpowiedzi nie usłyszał słowa. Ruda zbliżyła usta i pocałowała go.
-To co idziemy?-zapytała dziewczyna. Władek pokiwał głową.
Wszyscy siedzieli przy stole, i rozmawiali. Kiedy Michał zobaczył brata, wstał i podbiegł się przywitać.
-Władziu!!-zawołał i przytulił go.
-A ty co Guzik... Wiesz już czy chłopczyk czy dziewczynka?-zapytał chichocząc.
-A skąd mam wiedzieć?-zapytał i spojrzał na narzeczoną.
-Oj Guzik, Guzik...-powiedziała Ruda.
Sama Celina uśmiechnęła się i wstała, żeby go przywitać.
-Jak się czujesz?-zapytała, przytulając przyjaciela.
-Dobrze...-odpowiedział, odwzajemniając uścisk przyjaciółki.
Po chwili odwróciła się Lena.
-Władek!-wstała z krzesła, a on podszedł do niej. Lenie, aż popłynęły z oczu łzy.-Tęskniłam...
-Ja też...-powiedział.
Ostatnią osobą która chciała uścisnąć syna, była pani Maria.
-Władziu.. Jak się czujesz?-szepnęła mu do ucha.
-Dobrze..-powiedział, jednak poczuł, jak zaczęły się pod nim uginać nogi.
Ruda widząc to, podeszła i pomogła pani Marii.
-Władek proszę usiądź...-poprosiła męża. Władek zawsze słuchał Rudej więc i tym razem zrobił to, o co prosiła.
-To może, skoro już jesteśmy w komplecie, rozpoczniemy wreszcie rodzinne śpiewanie kolęd?-zapytał Guzik.
Wiktoria wzięła krzesło i usiadła obok męża. Władek popatrzył na nią.
-I co? Mówiłam żeby zostać?-zapytała.
-Mówiłaś, ale już naprawdę wszystko dobrze.-odpowiedział, a ta przytuliła się do niego..
Po chwili, można było usłyszeć radosne śpiewanie „Lulaj, że Jezuniu”. Gdy skończyli, zapadła cisza. Dopiero Maria uratowała sytuację.
-Dzisiaj w Betlejem, dzisiaj w Betlejem-zaczęła.
-Wesoła nowina..-dołączyli Władek z Rudą.
-Że panna czysta, że panna czysta..-dodali Michał z Celiną, a na końcu już wszyscy razem śpiewali.
-Porodziła syna... Chrystus się rodzi, nas oswobodzi.. Anieli grają, króle witają.. Pasterza śpiewają, bydlęta klękają.. Cuda, cuda ogłaszają..
Teraz cała rodzina Konarskich miała w oczach łzy, bo ta kolęda wywoływała wyjątkowe wspomnienia. Także Wiktoria, choć próbowała ocierać łzy mężowi, to też je posiadała. Już dawno nie śpiewali tej kolędy wspólnie, razem, przy stole wigilijnym. Wiktoria przesiadła się na kolana Władka i zapytała z uśmiechem.
-Utrzymasz mnie skarbie?
Władek nie musiał odpowiadać. Był uśmiechnięty bo kiedy ostatnio tak siedziała nie było jeszcze z nimi ich kruszynki. Dziewczyna oparła głowę na ramieniu męża i dodała.
-Kocham Cię..
Władek uśmiechnął się i ucałował dziewczynę w głowę.
-Chyba czas na prezenty!-zawołała Lenka.
Łucja z Jasiem natychmiast pobiegli do choinki i zaczęli znosić prezenty.
-Wujek przeczytasz?-zapytał Michała Jaś.
-Pewnie...-powiedział, po czym dodał.-Zanieś cioci Wiktorii.
Chłopczyk natychmiast pobiegł do Rudej i wręczył jej prezent.
-Mam nadzieję, że ci się spodoba..-powiedział Władek, a dziewczyna zaczęła rozdzierać papier. W środku znalazło się małe pudełeczko.
-Co to jest?-zapytała z uśmiechem na ustach.
-Otwórz..-odpowiedział na pytanie żony.
Ruda zdjęła pokrywkę i aż krzyknęła z radości. W środku był piękny, srebrny zegarek, o którym marzyła od dawna.
-Dziękuję..-powiedziała i ucałowała męża. Nie tylko ona cieszyła się z prezentu. Michał dostał garnitur, Celina skórzaną torebkę, Lena piękne buty , pani Maria szal z kapeluszem, a Władek dostał piękne spinki do mankietu. Najbardziej zadowolone były dzieci.
-Mamo zobacz co dostałam!-zaczęła krzyczeć Łucja na widok nowego płaszczyka z berecikiem, a Jaś całą noc biegał wokół stołu, trzymając w rękach samolot.
-To co idziemy na pasterkę? Już prawie jedenasta.-powiedziała Ruda. Cała rodzina wstała od stołu i poszła do przedpokoju, aby przyszykować się do wyjścia. Pani Maria podeszła do Władka i szepnęła.
-Na pewno dasz radę iść?
Władek odwrócił głowę w jej stronę.
-Tak mamo, na pewno..
W tej samej chwili podeszła uśmiechnięta Ruda.
-Kochanie jeszcze kapelusz.. Zapomniałeś?-zapytała, zakładając Władkowi nakrycie głowy.
-Co ja bym bez ciebie skarbie zrobił?-zapytał całując ją w policzek.
-To co wszyscy gotowi do wyjścia?-zapytał Michał. Wszyscy zgodnie pokiwali głowami i wyszli na schody.
-Skarbie chodź do taty na rączki..-powiedział Władek, wyciągając ręce w stronę córeczki.
Ruda natychmiast zaprotestowała.
-Może lepiej nie..-powiedziała, robiąc smutną minę.
Władek popatrzyła się na nią.
-Chodź do wujka!-krzyknął Michał.-Ja Cię wezmę..
Łucja natychmiast pobiegła do niego i rzuciła mu się na ręce.
-Dziękuję..-szepnęła mu do ucha Ruda, po czym wszyscy razem zaczęli iść w stronę kościoła...

"A jeśli chcesz już narodzić w cieniu
Wojennych zgliszcz,
To lepiej zaraz po narodzeniu
Rzuć go na krzyż..."

cz. XVI "Puste miejsce przy stole..."

Lenka szła z Jasiem mocno ośnieżoną cmentarną ścieżką. Widać było, że dzisiaj wigilia i ludzie pamiętają o tych, których nie będzie już z nimi przy świątecznym stole. Każdy kogoś stracił w tej wojnie. Każdy..
-Kochanie nie biegaj tak szybko!-mówiła z uśmiechem Lenka.
Nagle, zza ośnieżonego pagórka wyłonił się dębowy krzyż. Jej uśmiech zmienił się, kiedy podeszła bliżej i ujrzała napis: „Jan Markiewicz żył 24 lata”. Wtedy do jej oczu napłynęły łzy. Wytarła je ukradkiem, żeby Jasiu nie widział, że płacze. On był jej jedynym pocieszeniem. Był zawsze wtedy, kiedy go potrzebowała. Nawet wtedy, kiedy Janek zginą, był obok niej. Na jego pogrzebie, trzymała go na rączkach. Teraz był fantastycznym, bezproblemowym dzieckiem. Często wyobrażała sobie, jak wyglądałoby jej życie, gdyby Janek żył. W co bawiłby się z Jasiem, czy jeździłby tak jak Władek? Chyba nigdy się już tego nie dowie.
Podeszła bliżej i zsunęła pierzynkę białego puchu z grobu swojego żołnierza.
-Kolejna Wigilia z pustym miejscem dla Ciebie, kochanie..-powiedziała poprawiając różaniec na krzyżu.
-Mamo idziemy do cioci?-zapytał Jaś. Nie lubił odwiedzać cmentarza. Lena wiedziała jednak, że zawsze po szkole przychodzi tu, żeby porozmawiać z tatą. Wiedziała, że mu go brakuje, ale nie mogła nic zrobić. Przecież ojca mu nie zastąpi.
-Idziemy.. A może chcesz coś tacie powiedzieć?
Jaś podszedł pod grób i powiedział.
-Wiesz co tatusiu? Mamusia jest fantastyczna, ty na pewno też byłeś ale cię nie pamiętam. Wiem, że lubiłeś rysować. Tak jak ja. Mama mi często opowiada różne bajki, i w ogóle jest wspaniała. Kocham Cię i życzę ci Wesołych Świąt, bo tam w niebie, na pewno też świętujecie i dzielicie się opłatkiem, i w ogóle... Ściskamy Cie mocno z Mamusią.. A teraz uciekamy na wigilię, bo jeszcze nam wszystko zjedzą i co będzie?
Jasiu odszedł od grobu, przytulił się do mamusi i wziął ją za rączkę, po czym ruszyli wesołym krokiem przez siebie.


cz. XV "Święty czas to radości czas..."

Miesiąc minął bardzo szybko i Wieczór Wigilijny zbliżał się wielkimi krokami. W domu Konarskich od rana słychać było odgłosy pracy. Wiktoria wraz z panią Marią nie wychodziły z kuchni. Cały czas udawało się im zdobyć jakieś smakołyki, aby w tym roku stół wigilijny nie był pusty. Sam Władek, choć kilka dni temu wyszedł ze szpitala, to też starał się pomóc i odmalował na nowo cały salon, tak jak zrobił to kilka lat temu, kiedy mieli na wigilię jeden mały pokój, a na stole nie było prawie nic. Teraz też się im nie przelewało, bo pieniędzy na miesiąc nie było wiele, a mieli na utrzymaniu całą rodzinę. Pani Maria też im pomagała, ale wiadomo, że nie pracowała tyle co przedtem. W tym roku jednak zaprosili na wigilię Lenkę z Jasiem i Michała z Celinką, która z tygodnia na tydzień, miała coraz większy brzuszek. Często skarżyła się, że mały kopie, a Ruda zawsze jej powtarzała „Poczekaj tylko przyjdzie moment kiedy będzie chciał przyjść na świat!” a wtedy wszyscy wybuchali śmiechem.
Święta były jedynym szczęśliwym okresem w ciągu całego roku. Wtedy zawsze w sklepach i na ulicy można było usłyszeć od kogoś radosne „Wesołych świąt!”. Nie to, co na co dzień, kiedy wszyscy uciekali przed światem.
-Wiktorio.. Gdzie dałaś ziemniaki od Anny?-zapytała Maria.
-Powinny leżeć na stole.-odpowiadała uradowana dziewczyna.
-Tak ziemniaki są ale w środku były pomarańcze... Wiesz ile warte są dwie pomarańcze teraz?
Ruda po cichutku podeszła do Władka, który smacznie spał na fotelu. Koło niego leżały obierki z pomarańczy. Uśmiechnęła się widząc śpiącego męża. W duchu cieszyła się, że teraz będzie z nią w domu cały czas. Kochała go i nigdy nie wyobrażała sobie bez niego życia. Nagle wzięła obierki z pomarańczy i delikatnie ucałowała Władka w zabandażowaną głowę. Nawet się nie poruszył, a dziewczyna wróciła do kuchni..
Mała Łucja postanowiła też pomóc rodzicom i babci. Poszła po cichutku na strych i postanowiła poszukać bombek na choinkę. Szła pomalutku, schodek po schodku, zanim doszła na samą górę. Kiedy znalazła pudełko z bombkami postanowiła znieść je na dół. Nie przewidziała jednak, że są one szklane i kiedy schodziła, pudełeczko wypadło jej z rączek. Łucja natychmiast zaczęła płakać. Kiedy Władek z Rudą usłyszeli płacz córeczki, natychmiast przybiegli pod schody na strych i aż otworzyli oczy ze zdumienia. Pod nóżkami małej leżały pobite bańki, a ta stała na schodkach i płakała w najlepsze. Władek natychmiast wziął córeczkę na rączki i zaczął ją tulić w swoje ramiona.
-Kochanie nie płacz..-mówił czułym głosikiem. -To nic..
Ruda podeszła do męża i także przytuliła córeczkę.
-Skarbie... Coś Ci się stało? -zapytała zaniepokojona, ale mała pokręciła główką.
-Kochanie idziemy do kuchni ukraść babci ciasteczko?-zapytał Władek z uśmiechem. Łucja pokiwała główką.
Już miał przechylić się żeby mała mogła je wziąć, ale strasznie zakręciło mu się w głowie i musiał usiąść. Kiedy postawił małą na ziemię zauważył, że cała rączka córci jest w krwi.
-Kochanie pokaż rączkę..-wziął ją i zawołał żonę, która sprzątała rozbite bańki. Kiedy Ruda zobaczyła rękę córki natychmiast wzięła apteczkę. Spojrzała przy tym na męża, który chwycił się za głowę. Wiktoria obejrzała rączkę córki i owinęła ją bandażem.
-Teraz uważaj na nią.. Jak przyjdzie babcia, to ci ją obmyje czymś, a na razie idź się bawić.. Tylko nie bańkami.. -po tych słowach mała wybiegła z kuchni, a Ruda wzięła bandaż schowała go i podeszła do Władka.
-Kochanie, co Ci jest? -zapytała zaniepokojona.
-Nic kochanie zupełnie nic..-powiedział i wstał żeby ucałować żonę. Niestety, nie udało mu się to, bo nie dał rady powstrzymać kolejnego silniejszego zawrotu głowy. Ruda nie wiedziała co się dzieje.
-Władek co ci jest!?!-podeszła do męża i chwyciła go z rękę, żeby nie upadł.-Władziu! Dobrze się czujesz?
Ruda pomogła mu usiąść, a później przytuliła go do siebie..
-Chodź się położyć... Może się lepiej poczujesz,co?-zapytała miłym, ciepłym głosem. Władek zgodził się, ale kiedy próbował wstać z krzesła o własnych siłach, to nogi się pod nim ugięły.
-Może Ci kochanie pomogę?-zapytała i zaprowadziła męża do sypialni. Pomogła mu usiąść, bo nawet najmniejszy ruch sprawiał mu trudności. Ruda ucałowała Władka i wyszła z pokoju zamykając drzwi. Bardzo go kochała i wiedziała, że zrobiłaby dla niego wszystko.
* * *
Kocham Was...”. Kiedy Lena przypominała sobie te słowa, łzy napływały jej do oczu. To nie tak miało być! Przecież mieli być razem! Wciąż go kochała, a tamtego dnia nie zapomni nigdy. Cały czas miała przed oczami. jak trzyma go w swoich dłoniach, nie mogąc przestać płakać. Dlaczego on..
Dzisiaj Lena nie chciała już o tym myśleć. Był wyjątkowy dzień w roku: „Wigilia”. Jaś od samego rana poszukiwał swojego misia, którego gdzieś zapodział. To była wyjątkowa maskotka. Jedyna zabawka, która miała dla niego jakieś znaczenie. Kiedyś należała ona do Janka. Był to brązowy miś, z oczkami z guzików, a łapkami wyszywanymi nicią. Jaś dostał go od taty na ich pierwszą wspólną gwiazdkę.
-Jasiu pośpiesz się bo spóźnimy się do Cioci i wujka na kolację Wigilijną!-pośpieszała synka mama.
-Ale mamo! Nie mogę znaleźć garniturku!-płakał Jaś. Lenka podeszła i przytuliła go.
-A czemu mój skarb płacze?-zapytała uśmiechnięta.-Chcesz cały rok płakać?
Chłopczyk pokręcił głową.
-Chodź, a zaraz coś wykombinujemy u na pewno na wigilii będziesz pięknie wyglądał..-dodała.

* * *

Wiktoria właśnie kroiła ziemniaki, kiedy do domku weszła pani Maria. Od razu zauważyła, że coś jest nie tak, bo nigdy nie było aż tak cicho. W korytarzu ujrzała bawiącą się Łucję. Mała natychmiast wstała i podbiegła do babci.
-Cześć kwiatuszku, jak się ma moja księżniczka?-zapytała, a wnuczka wtuliła się w nią i szepnęła do uszka.
-Tilko bondz cicho..-i zatkała usteczka zabandażowaną rączką.
-A co ci się w rączkę stało?-zapytała zaniepokojona babcia, ale mała tylko wzruszyła ramionami i pobiegła do mamy do kuchni. Pani Maria natychmiast podążyła za wnuczką wnosząc do kuchni przeróżne przysmaki na wigilijny stół. Ruda aż otworzyła ze zdziwienia oczy.
-Skąd mama aż tyle rzeczy wzięła?-zapytała Wiktoria.
-No jak to.. W szpitalu dostałam, a oprócz tego Celina upiekła makowiec... Mało w nim maku, ale nie łatwo teraz o takie rarytasy.
-Mama cicho!-krzyknęła mała.
Pani Maria popatrzyła najpierw na Rudą, a później na wnuczkę.
-O co chodzi?
-O nic tylko nie mamy bombek na choinkę, bo nasza śliczność wszystkie rozbiła.
-Ach.. Zrobiła sobie coś?-zapytała babcia.
-Chyba troszkę rączkę rozcięła. Zawinęłam tylko bandażem i zostawiłam dopóki mama nie przyjedzie.
-Dobrze zrobiłaś.-powiedziała, po czym zwróciła się do Łucji.-Pokarzesz babci rączkę, księżniczko?
-Diobzie aje cicho babcia!-powiedziała i wyciągnęła rączkę w stronę pani Marii. Ta zaczęła oglądać rączkę wnuczki, i czymś ja przelewać.
-Kochanie, ja tu nic nie widzę.-powiedziała, po czym opłukała rączkę wnuczki w wodzie i postawiła swoją królewnę na nóżki. Ta natychmiast pobiegła się bawić.
-Jak to? To skąd ta krew?-zapytała zdenerwowana Ruda.
-A nic sobie więcej nie przecięła? -zapytała zdziwiona pani Maria.
-Nie na pewno nie.. Całą ją oglądnęłam.
-A może z noska jej się na przykład lała?
Ruda zastanowiła się przez chwilkę.
-A gdzie jest Władek? Miał nigdzie nie wychodzić..
Ruda zostawiła garnki i zaczęła wycierać sobie ręce w ścierkę.
-Nie nie, nigdzie nie wychodził.. Po prostu..-Ruda zawiesiła głos-Źle się poczuł i kazałam mu iść się położyć.
Powiedziała, po czym wstała z krzesła i podeszła pod drzwi sypialni.
-Kochanie.. A możesz mi powiedzieć co mu się stało?-zapytała zdenerwowana pani Maria.
-Nic.. Trzymał na rękach małą i poszedł z nią do kuchni, no i zawołał mnie do małej, bo miała całą rączkę we krwi. No i ja ją zawinęłam i kazałam małej się iść bawić. Wtedy zauważyłam, że trzyma się jakoś dziwnie za głowę, ale kiedy się zapytałam co mu się stało odpowiedział, że nic.. Jednak kiedy próbował wstać to natychmiast upadł na krzesło więc powiedziałam mu, żeby się położył i pomogłam mu pójść do sypialni, no i zasnął.
-I ile już śpi?-zapytała zaniepokojona pani Maria.
-No godzinę może...
Ruda otworzyła drzwi sypialni i weszły razem. Maria podeszła do syna, który smacznie spał. Na szczęście leżał na boku więc nie trzeba było wiele.
-Tak jak myślałam.-powiedziała pani Maria.
-Coś się stało?-zapytała cała zdenerwowana Ruda.
-Nic poważnego. Ale już wiem skąd na rączce malutkiej krew.-powiedziała i lekko się uśmiechnęła.-Zostań z nim skarbie, a ja pójdę po nowy bandaż.
Wiktoria natychmiast podeszła do męża, wzięła krzesełko i usiadła przy nim. Zaraz wróciła Maria. Zmieniła synkowi bandaż na głowie i przykryła go, jak za dawnych czasów.
-Skąd wzięła się ta krew..?-zapytała trzęsąca się z nerwów Ruda.

-Tak ale to jest mało ważne.. Pójdę przygotować stół i posiłki. Władek dzisiaj troszkę pośpi.

środa, 4 grudnia 2013

cz. XIV "Tyle jeszcze jest do zrobienia.."

Ruda chodziła po kuchni, co i raz wkładając coś do czerwonej torebki. Nagle do kuchni weszła pani Maria.
-Kochanie co robisz?-zapytała.
-Yyy...-zastanowiła się przez chwilkę Wiktoria.-Nic.. Muszę na chwilkę wyjść.
-Nie masz może wieści od Władka?
-Przecież mówiłam mamie, że nie mam... Nic nie przyszło!
Maria popatrzyła się ze zdziwieniem.
-Czemu mówisz to z dziwną radością? Nie martwisz się o niego?
-Ależ oczywiście, że się martwię, ale przecież trzeba korzystać z życia.-powiedziała. Po chwili obróciła twarz w jej stronę.-Mamo?
-Tak??
-Muszę wyjść i nie wiem kiedy wrócę..
-A gdzie idziesz, jeżeli można wiedzieć..
Ruda speszyła się.. Nie spodziewała się takiego pytania.
-Nie mogę mamie powiedzieć.. Sprawy państwowe..
-Tak późno?
-Yyy...Tak..Czy mogłaby mama położyć Łucję spać.?
-O tak.. Jak zawsze..
-Wrócę późno..-powiedziała, po czym wyszła.


Celina biegła i nie miała zamiaru się zatrzymać. Nagle po drugiej stronie ulicy ujrzała idącą Rudą. Natychmiast przebiegła na drugą stronę.
-Wiktoria!-krzyknęła.
Ruda odwróciła się.
-Celina?-zapytała zdziwiona.-Co ty tutaj robisz?
-Pokłóciłam się z Michałem.-powiedziała i zapłakana przytuliła się do przyjaciółki.
-Wiesz, że nie powinnaś się denerwować!-powiedziała a po chwili dodała.-O co się z nim pokłóciłaś?
-Powiedziałam mu...
Wiktoria przytuliła mocniej Celę. Domyśliła się, że nie była to przyjemna rozmowa, skoro była cała zapłakana.
-Pójdziesz ze mną..?-zapytała.
-Do domu? Chyba w drugą stronę..-powiedziała Celina.
-Nie idę do domu..-odpowiedziała.-Idziesz czy nie?
Cela otarła łzy.
-Idę.
Szły tak, aż doszły do drzwi szpitala. Celina, aż stanęła. Nie chciała tam iść. Źle jej się to kojarzyło. Przeżyli całą wojnę i pomyśleć że nikt nie miał wyboru.
-Po co tutaj?-zapytała Celina zdenerwowana.
-Zaraz zobaczysz..-odpowiedziała Ruda.-Spokojnie.
Na korytarzy ujrzała doktor Hannę niosącą jakieś leki.
-O Wiktoria!-powiedziała.
-Witaj Haniu.-powiedziała i popatrzyła na Celę.-Przedstawiam Ci moją przyjaciółkę Celinę.
-Dzień dobry..-powiedziała Celina.
-Witaj..-powiedziała Hania po czym popatrzyła na Rudą.-Ona nie może wejść.
-To narzeczona Michała, brata Władka.
-Aaa... To w takim razie zrobię wyjątek.-powiedziała i uśmiechnęła się.
-Tam gdzie wczoraj?
-Tak...
-A jak on się czuje?
-Lepiej.. Przynajmniej tak mi się wydaje. No i mówiłam Ci że to tylko wygląda groźnie.
Ruda zaczęła zmierzać w stronę białej sali. Celina niechętnie podążyła za nią. Kiedy do niej weszły, Wiktoria natychmiast podeszła do łóżka przy oknie i pocałowała Władka. Celina nie wiedziała co ma robić.
-Ruda... Co on tutaj robi?-zapytała.
-Dostał w głowę. Ale nic mu nie będzie. Problem w tym kto go tutaj przyprowadził.
-Kto?
Ruda usiadła na krzesełku przy łóżku.
-Bronek..
Celina zrobiła wielkie oczy.
-Kto?!? Przecież on...
-Tak wiem jest w Anglii, a przynajmniej powinien tam być.
Celina zachwiała się.
-Cela!! Wszystko dobrze?-zapytała Ruda.
-Tak tak... To ze zdenerwowania...-odrzekła chwytając się za głowę.
-Na pewno?-zapytała Wiktoria dla upewnienia.-A może chcesz wodę?
-Chętnie...-powiedziała proszącym głosem.
-Zostań z nim, a ja zaraz wrócę.
Wiktoria wyszła i Celina została sama. Nie na długo.
-Gdzie ja jestem...?-zapytał ktoś cichym, powolnym głosem. W tym momencie weszła Ruda. Nie zauważyła nic tylko natychmiast podbiegła do Celiny. Podała jej wodę.
-Wiktoria..-powiedziała patrząc na Władka.
-Mam nadzieję że wszystko będzie dobrze.
-Wiktoria.-powtórzyła już troszkę głośniej cały czas patrząc na Władka.
-Nic nie mów.. Nie wolno Ci się denerwować!
-Ruda!!!-tym razem już nie wytrzymała i krzyknęła zwracając wzrok na Wiktorię.
Dziewczyna aż się wzdrygnęła.
-Co?-zapytała spokojnym głosem.
Cela popatrzyła się na przyjaciółkę a kiedy ta nic nie zrozumiała powiedziała tylko.
-Władek...
Ruda natychmiast wstała i podbiegła do łóżka ukochanego. Popatrzyła na niego, pogładziła po ręce.
-Władek..!
-Ruda? To ty?-zapytał zmęczonym głosem.
-Tak kochanie.. To ja.. Tak się cieszę!-powiedziała z uśmiechem.
-Gdzie ja jestem?
-W szpitalu...
-Jak ja się tu znalazłem.. Pamiętam tylko..-zaczął sapać.
-Wiem, wiem... Dostałeś w głowę.. Ale nic już nie mów..
Nagle Celina się uśmiechnęła.
-Cela.. Co się stało.?-zapytała zdziwiona Ruda.
-Kopnął.. Tak mocno..Pierwszy raz..
Ruda podeszła i uścisnęła przyjaciółkę. Maria już wkrótce zostanie babcią, a ona sama ciocią.
-Chciałam was poprosić żebyście byli rodzicami chrzestnymi...-poprosiła Celina.
-Ależ oczywiście! Tylko czy Michał się zgodzi...
-Na pewno się zgodzi, już ja do tego doprowadzę.
-Jeszcze godzinę temu próbowałaś go przekonać do odwiedzin u matki...
-Co fakt to fakt..
-Udało się czy nie?
-Nie bo się uparł..
Rudą nagle olśniło.
-Kochanie?-podeszła do Władka.
-Wiktoria..-powiedziała Celina kładąc ręce na poduszce i udawała że śpi.
-Posłuchaj... Bronek nie był tu bez powodu!!
-To że on śpi nie znaczy, że możesz krzyczeć...-pouczyła ją Cela.
-Chodź.
-Dokąd??
-Nie pytaj!! Chodź!!!!!-powiedziała ciągnąc Celinkę za rękę.

Ledwo wyszły ze szpitala, a przed nimi pojawił się świat pokryty białą pierzyną. Ruda puściła rękę Celiny i od razu wybiegła na plac. Pierwszy śnieg w tym roku. Do tej pory pamiętała ten, o który jeszcze cztery lata temu wszyscy prosili. Warszawa leżała w ruinach, a dzięki niemu, nic nie było widać. Jedynie ludzie którzy siedzieli na zimnej i mokrej ulicy, biedacy, którym sześć lat wojny zabrało wszystko.. Wigilia, była ich jedynym wybawieniem. Mieszkańcy Warszawy zadbali o tych, którzy ukrywali się w piwnicach lub siedzieli na chodnikach, by w ten magiczny czas nie byli sami. Sama Wiktoria z Władkiem i panią Marią, zaprosili do siebie rodzinę z dwójką dzieci. Jak sama mówiła, to był magiczny czas. Kolejną wigilię spędziła w łóżku, a dla zabicia czasu, śpiewali z Władkiem wszystkie możliwe kolędy.
-Jeszcze miesiąc i kolejne święta..-powiedziała kręcąc się w kółko.
Celina wzięła z niej przykład i delikatnie stawiając nogi na śnieg, cieszyła się że już za niedługo święta. Biała kołderka tak wesoło skrzypiała pod jej pantofelkami. Miała na sobie tylko płaszczyk, który zakrywał jej lekko zaokrąglony brzuszek.
-Pierwsze święta w Polsce..-powiedziała Celina.
-Zapomniałaś dodać, że po wojnie..-dodała Ruda.
-Dlaczego wojna nas aż tak zmieniła. Nie chcę wracać do domu..
-Dzisiaj śpisz u mnie..
-Nie, nie mogę..
-Ależ oczywiście, że możesz!
-No dobrze.. Niech Michał się o mnie troszkę pomartwi..-powiedziała po czym uśmiechnęła się.
Szły tak niecałe trzydzieści minut, aż doszły do jakiejś leśnej chałupki. Najpierw na progu stanęła Ruda, bo Cela jakby się bała. Dziewczyna chyba zobaczyła ten strach, bo zaczęła mówić jej czułe słówka i Cela w końcu weszła. W chatce było ciemno. Jakby nikt już tam nie mieszkał.
-Dobry wieczór...-powiedziała Ruda. Kiedy nikt nie odpowiadał powiedziała ponownie.-Pułkowniku Radziński?
Nagle w drzwiach pojawił się starszy mężczyzna. Założył na nos okulary i zaczął przyglądać się Wiktorii.
-Ruda to ty?-zapytał po czym przytulił ją do siebie.-Ile to już czasu minęło?
-Cztery lata...A to narzeczona Michała...-powiedziała pokazując na Celinę.
-Całuję rączki pięknej damie..-powiedział, a Celina aż się zarumieniła.-Co u was opowiadaj.. Jak Władek?
-Dobrze.. Ostatnie dni spędził w szpitalu ale to nic poważnego.. Jesteśmy dwóch lat małżeństwem i mamy córkę Łucję.. Mieszkamy w Warszawie i oprócz tego to dobrze jest..
-Gratulacje.. A co was do mnie sprowadza?
Ruda zaczęła opowiadać o tym czego dowiedziała się o Bronku i że chciałaby wiedzieć, gdzie on jest. Pułkownik obiecał pomóc w odnalezieniu go. Później pożegnał się z dziewczynami.
-A i zapomniałbym... Wesołych świąt! W końcu za miesiąc Wigilia.-Uśmiechnął się, a dziewczęta wyszły.